Ma piętnaście lat i waży piętnaście kilogramów. Wielki to sukces. Bo niedawno jeszcze umierał z głodu.
Wózek jest miękki i podobno wygodny. Andriej siedzi w nim głęboko, z podkurczonymi nogami. Trochę jak ptak w gnieździe. – Jak pisklę, które nie umie latać. Nogi to on ma jak u bociana. Chude, długaśne, z długimi stopami – pielęgniarka Karolina, która dziś opiekuje się Andriejem, pochyla się nad chłopcem. I białym ręcznikiem wyciera buzię. Nadal się poznają: chłopiec i opiekunka. Bo Andriej w łódzkiej Fundacji Gajusz, a dokładnie w dziecięcym hospicjum stacjonarnym, przebywa trzeci dzień. Przywieźli go z ukraińskiego bidula. Gdzie bardzo starał się nie umrzeć.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Agata Puścikowska