Król rozkazuje demonom: "Milcz!"

O diable, który podnosząc oczy do góry… widzi podeszwy naszych butów, opowiada Michał Nikodem.

Czytam: „Razem też wskrzesił i razem posadził na wyżynach niebieskich – w Chrystusie Jezusie” (Ef 2,6). Jestem zdumiony. Wszechmocny, którego imienia Żydzi nie odważają się wymawiać, posadził nas… w jednej ławce z Jezusem Chrystusem!

To nieprawdopodobny gest Ojca. List do Efezjan mówi wyraźnie: siedzimy na wyżynach niebieskich w Chrystusie ponad wszelką potęgą i władzą. Co to konkretnie znaczy? Obrazowo odpowiem tak: jesteśmy w Bożej rodzinie, a to znaczy, że gdy diabeł podniesie oczy do góry… widzi podeszwy naszych butów. Przed laty czytałem List do Efezjan i kompletnie nie współgrał on z kulturą religijną, w której zostałem wychowany. „Kimże jestem, by siedzieć w jednej ławce z Jezusem?”. Bóg pokazał mi: Michał, zobacz, jaki jest status chrześcijanina, jaką ma moc. W Polsce wiele osób przechwala się, że siedziało w ławce z papieżem…

Jak mawiał o. Góra, wadowicka ławka była najdłuższa w Polsce…

A Bóg mówi coś o niebo większego: dzięki zwycięstwu Jezusa status osoby wierzącej jest przerażająco większy i mocniej obdarowany przywilejami, niż sądzimy!

Jako syn Króla możesz wydawać rozkazy?

Tak. Mogę sprzeciwiać się diabłu. Bo Jezus powiedział: „posyłam was, bo dana mi jest wszelka władza na niebie i na ziemi”. „Wszelka”, to znaczy, że nie pozostawił demonom żadnej władzy.

A my często postrzegamy walkę duchową jako potyczkę równorzędnych sił: raz imperium atakuje, raz kontratakuje.

Diabeł zadbał o to, byśmy myśleli, że jest wszechmogący Bóg i wszechmogący demon. A pamiętajmy, że jest on tylko upadłym, zbuntowanym, żądnym władzy aniołem. Demonów jest ograniczona liczba. Owszem, są to istoty sprytne, inteligentne, ale… niemające władzy! Święty Jan pisze, że diabeł zabija, kradnie i niszczy. Jest złodziejem, kłamcą i niszczycielem. I działa bezprawnie. Ważne jest jednak to, czy jako chrześcijanin wiem, że Bóg ma dla mnie przygotowaną królewską rolę.

Jan Kowalski przeczyta to, o czym mówisz, i zapyta: „Ja na równi z Synem Boga? Czy to nie jest pycha?”.

Nie, to nie jest pycha. To pokora. Pokora to przyjęcie prawdy. Pycha oznacza, że myślę o sobie lepiej, niż powinienem. A ja chcę myśleć o sobie tak, jak myśli o mnie Bóg, chcę słuchać tego, co On ma do powiedzenia na mój temat. Nie chcę się z Nim kłócić i przekrzykiwać, kto ma rację. Pokora to przyjęcie Słowa. A co ono mówi? Mówi, że jeśli Jan Kowalski weźmie wiarę jako tarczę, jest w stanie „zgasić wszystkie rozżarzone pociski Złego” (Ef 6,16). Nie niektóre. Wszystkie! I że to nie wypływa z jego dyspozycji, nastroju, siły, mocy, ale jest darem z góry. Wynika to z tego, że jest „tylko” i „aż” Bożym dzieckiem.

„Stół dla mnie zastawiasz na oczach mych wrogów” – śpiewamy w psalmie. Bóg ma poczucie humoru: przygotowuje nam ucztę i każe na to patrzeć naszym wrogom.

Bo to jest postawa zwycięzcy! Dla wrogów to gest bardzo, bardzo upokarzający. Bóg przypomina: „żyjecie na polu bitwy, pamiętajcie o tym. Daję wam tarczę wiary”.

Wspomniany Kowalski powie: „A co ja, zwykły szaraczek, mogę?”.

A ja zapytam: „Janie Kowalski? Wierzysz? Tak? To czytaj słowo, w którym Bóg mówi: »twoja wiara jest tarczą. I jeżeli będziesz jej używać, zgasisz wszystkie rozżarzone pociski Złego«”. Nie jestem sierotą pozostawioną na polu bitwy. Bóg daje mi oręż: modlitwę, w której mogę w imieniu Jezusa sprzeciwiać się diabłu. Na ringu bokserskim są pewne zasady. Wychodzisz, zakładasz rękawice i nie przepraszasz za to, że żyjesz, tylko nawalasz przeciwnika, ile wlezie. Tak długo, aż padnie na deski. Bóg zostawił nam w Biblii określone zasady walki, a my zastanawiamy się, czy mamy prawo wejść na ring. Przepraszamy, że żyjemy, i to nawet nie Boga, tylko diabła! Zastanawiamy się, czy mamy prawo wejść na ring, a już dawno rozległ się dzwonek, ruszyła walka i przeciwnik bez skrupułów okrutnie nas młóci. Zabija, kradnie i niszczy. I nie czeka.

Kiedy odkryłeś smak zwycięstwa?

Gdy urodził się mój synek Grześ. Miał atopowe zapalenie skóry. Na całym ciele pojawiały się i znikały ranki. Drapał się, bardzo cierpiał. Lekarze mówili, że nie da się tego wyleczyć, a ta choroba może przejść w astmę. Nie mogliśmy pokazać rodzinie zdjęć z wakacji, bo Grześ wyglądał odrażająco. Żona czyściła te fotki w „Photoshopie”. Gdy przeczytałem w Biblii o obietnicach uzdrowienia w imię Jezusa, powiedziałem: „Trzymam Cię za słowo, zapłacę każdą cenę, by nauczyć się takiej wiary”. Rzuciłem wszystko i ruszyłem do Szwecji, do szkoły biblijnej założonej przez Ulfa Ekmana. Przełomem w chorobie synka był jeden dzień. Rano w mojej głowie wyświetlił się cytat o uzdrowieniu Naamana. To przecież uzdrowienie z choroby skóry. Zapamiętałem ten cytat. W domu znajomy rzucił: „Wiesz, gdy modliłem się za twojego synka, przypomniała mi się opowieść o Naamanie”. Nazajutrz poszedłem na wykład Ulfa Ekmana. Mówił o Duchu Świętym i nagle niespodziewanie odwrócił się w stronę sektora, gdzie siedzieliśmy, i powiedział: „Chcę jeszcze wspomnieć o uzdrowieniach w Starym Testamencie, o Naamanie”. Do trzech razy sztuka. Od tego dnia w ciągu trzech tygodni skóra mojego synka się wybieliła, a rany zniknęły. I nie pojawiły się już od pięciu lat…

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..
TAGI: