O diable, który podnosząc oczy do góry… widzi podeszwy naszych butów, opowiada Michał Nikodem.
Marcin Jakimowicz: „Tak bardzo chciałbym zostać kumplem Twym”. Śpiewałeś kiedyś sobie tę piosenkę T.Love?
Michał Nikodem: Śpiewałem. Lubię Muńka i jego kapelę. Znam ich repertuar od lat. Rola piosenki, o którą pytasz, zmieniała się. Kiedyś była dla mnie inspiracją, zachętą do bliskości z Najwyższym. A dziś? Myślę, że w życiu z Bogiem jest mnóstwo rzeczy cenniejszych niż „bycie kumplem”. Jest coś większego, głębszego.
Nie oglądałeś „Autostrady do nieba”? „Szef kazał to, szef kazał tamto”…
Oglądałem. Oglądam teraz z moimi dzieciakami i patrzę na ich reakcje. To nie jest zły film, bo pomaga budować relacje. Kiedyś, gdy stawałem przed Bogiem, czułem się jak naprzykrzający się petent. „Lepiej nie zawracać Mu głowy” – kombinowałem.
Bałeś się?
Bałem się śmierci. Byłem wychowany w mentalności „zasługiwania na”, kolekcjonowania dobrych uczynków.
Do dziś pamiętam notatki z Rorat: „Pomogłem mamusi, podlałem kwiatki”.
Ty też? (śmiech) Chodziłem do kościoła, ale Bóg był daleki, srogi, oficjalny. Nie wiedziałem, na co mogę liczyć z Jego strony. Bardzo bałem się śmierci. Starałem się prowadzić przykładne życie, by dostać nagrodę, ale widziałem, że mi nie wychodzi. To powodowało pęknięcie, wpędzało mnie w poczucie winy. Pytałem: „Boże, czy to, co Ci daję, wystarczy?”.
„Nauczycielu dobry, co jeszcze dobrego mam uczynić, by wejść do królestwa”?
To kanał, w który wpadamy, gdy nie znamy Pisma Świętego. „Łaską jesteście zbawieni przez wiarę. A to pochodzi nie od was, lecz jest darem Boga: nie z uczynków, aby się nikt nie chlubił” (Ef 2,8-9). Usłyszałem te słowa jako siedemnastolatek. Na Kursie Filip. To było trzęsienie ziemi, objawienie, które uratowało mi skórę. Bóg zaczął mnie przyzwyczajać do tego, że jest Ojcem. Kocha, błogosławi, jest po mojej stronie.
Miałeś kiedyś taką sytuację, że nabroiłeś i po powrocie do domu czekałeś na „odgórny łomot”?
Czekałem na to, aż Bóg przyjdzie i solidnie mną potrząśnie, zrzuci z konia, rozjedzie walcem. Myślałem, że jeśli to zrobi, odejdą ode mnie niefajne cielesne przywary, które uprzykrzały mi życie. Czekałem na wstrząs. A On przyszedł i… mnie przytulił. Czytałem książkę Ricka Watkinsa „Świeże spojrzenie”. O Bogu, który jest dobrym Ojcem, Tatą. Czytałem i docierało do mnie, że Bóg nie chce mnie rozwałkować, ale przytulić. To nie były emocje, ale realne doświadczenie. Wyszedłem z tego lekki jak piórko. Wiedziałem, że Bóg spotkał się ze mną na swoich warunkach, a mój pomysł bycia rozjechanym przez Niego był po prostu głupi.
Czytamy o Bogu, który woła: „Adamie, gdzie jesteś?”, i myślimy: „Sprawdzian, próba, gniew, pokój zwierzeń w »Big Brotherze«”. Nie widzimy w tym wołaniu tęsknoty…
Od lat zastanawiam się, skąd się to bierze. Nie zawsze Kościołowi, rodzicom, katechetom udaje się pokazać miłosierne serce Ojca. Może sami takiego Boga nie spotkali? Nie bez znaczenia jest nasza relacja z rodzonym ojcem. Może była w niej jakaś surowość, dystans?
Boisz się Boga?
I tak, i nie… Nie unikam Go, nie chowam się przed Nim, ale jest we mnie ogromny respekt, bojaźń, pełne szacunku przejęcie. To jest Bóg i pewnych rzeczy w Jego obecności nie wypada robić. Jest jednocześnie i barankiem, i lwem. To jest Święty. Majestat, władza, potęga. Z jednej strony kochający Abba, a z drugiej – Ktoś, kto stworzył przerażająco wielki wszechświat, który podobno nieustannie się rozszerza! Kosmiczny teleskop Hubble’a zagląda do różnych zakątków wszechświata i pokazuje niezliczone liczby gwiazd, planet, konstelacji. Nasza planeta jest jak ziarenko piasku. Stoisz obok Taty i czujesz się przytulony, a jednocześnie wiesz, że Ojciec ma pozycję…
C.S. Lewis napisał o Aslanie, że jest łagodny i niebezpieczny.
O, to, to! Łagodny i niebezpieczny. Przytula cię, a jednocześnie jako król szeptem rozkazuje demonom: „Milcz!”. Więc dziś nie zaśpiewałbym już, że chcę być Jego kumplem. „Początkiem mądrości jest bojaźń Pana” (Syr 1,14).
Co to jest bojaźń Boża?
Misjonarz, który wrócił z Ugandy, opowiadał: „Zaczęliśmy modlić się z tamtejszymi chrześcijanami. Nagle jednemu z Europejczyków zadzwonił telefon. Odszedł na bok, by porozmawiać. Gdy wrócił, zastał zdumionych afrykańskich braci. Byli wstrząśnięci! Jak można w czasie rozmowy z Królem Królów odebrać telefon?”.