W Parlamencie Europejskim będzie debata o aborcji w Polsce. Oj, musiało kogoś zaboleć.
Kiedy diabeł manifestuje swoją obecność, to znaczy, że już z nim źle. Wielu świętych tego doświadczało. Świętą Faustynę, na przykład, atakowały pojawiające się znikąd psy, które próbowały ją kąsać. Kiedyś Zły z wściekłości strącił stojącą w kaplicy doniczkę, innym razem niszczył – a właściwie imitował niszczenie – sprzęty w jej celi. Wyglądało groźnie – ale tylko wyglądało. Bo naprawdę groźne jest zło, którego nie widać. Ujawnienie się zła oznacza, że zostało zagnane w czarci róg i ponosi dramatyczne, ze swego punktu widzenia, straty.
Tak też należy odczytywać decyzję Parlamentu Europejskiego, który chce przeprowadzić debatę o aborcji w Polsce (formalnie: o „sytuacji kobiet w Polsce”). Zły się demaskuje, jest skrajnie wściekły, bo widzi, że jego stan posiadania dusz może mocno ucierpieć wskutek tego, co dzieje się w Polsce. Tym razem to naprawdę realne. Jeśli całkowicie zostanie zniesiona aborcja, lub przynajmniej zlikwidowana przesłanka eugeniczna, to piekielny bożek Moloch utraci dostawy ofiar z dzieci, a wiele dusz zostanie uratowanych. Chodzi o dusze tych wszystkich ludzi, kobiet i mężczyzn, którzy obciążają się grzechem aborcji i, o ile się nie nawrócą, narażają się na wieczne potępienie (darujcie sobie jazgot o podziemiu aborcyjnym, proste fakty mówią, że gdzie aborcja legalna jest zakazana, tam i nielegalna mocno spada). A przykład Polski może podziałać na innych, i zapewne podziała, przynosząc błogosławieństwo Staremu Kontynentowi.
Tego, oczywiście, diabeł nie chce. Wygląda więc na to, że w środę będziemy świadkami żenującego spektaklu, którego proaborcyjni aktorzy raczą się skompromitować na oczach Europy, a nam udowodnić słuszność obranej drogi. Już sam pomysł, żeby kolejny raz, po tak niedługim czasie, debatować o Polsce, musi wywołać wrażenie, że ktoś tam Polski po prostu nie lubi i się na nas uwziął. Co więcej, o ile w sprawie Trybunału Konstytucyjnego można było znaleźć jakieś argumenty, to debatowanie w tamtym gremium o aborcji w Polsce jest pozbawione jakichkolwiek prawnych podstaw. Te rzeczy są zarezerwowane do wyłącznej, suwerennej decyzji danego państwa. Jeśli więc PE chce wywierać w tej sprawie na Polskę jakikolwiek nacisk, to znaczy, że wtyka nos w nie swoje sprawy. I to już teraz jest jasne dla każdego, kto sprawie zechce się przyjrzeć, a nie jest na liście płac przemysłu aborcyjnego.
Jeśli do debaty dojdzie, będzie to imitacja grozy, rewia pozornej mocy lobby aborcyjnego. Zobaczymy miotających się gadaczy, którzy nie będą mieli nic do powiedzenia. Będą wykrzykiwać puste slogany i będą się „moralnie wzmagali” tylko po to, żeby obnażyć bezsilną złość i jałowość swoich argumentów. Ci ludzie już teraz zapowietrzają się na samą myśl, że tam, wśród tych murów, pośród tego szkła i aluminium, będą znów podejmować temat, który już dawno – i w Brukseli, i w piekle – uznali za odfajkowany.
Zdaje się, że będzie to widowisko podobne do egzorcyzmu. A podobieństwo to nie będzie przypadkowe.
PS. W środę będzie wspomnienie św. Faustyny Kowalskiej...
Franciszek Kucharczak Dziennikarz działu „Kościół”, teolog i historyk Kościoła, absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, wieloletni redaktor i grafik „Małego Gościa Niedzielnego” (autor m.in. rubryki „Franek fałszerz” i „Mędrzec dyżurny”), obecnie współpracownik tego miesięcznika. Autor „Tabliczki sumienia” – cotygodniowego felietonu publikowanego w „Gościu Niedzielnym”. Autor książki „Tabliczka sumienia”, współautor książki „Bóg lubi tych, którzy walczą ” i książki-wywiadu z Markiem Jurkiem „Dysydent w państwie POPiS”.