Lecz on, chcąc się usprawiedliwić, zapytał Jezusa: „A kto jest moim bliźnim?”. Łk 10,29
Powstał jakiś uczony w Prawie i wystawiając Jezusa na próbę, zapytał: «Nauczycielu, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?»
Jezus mu odpowiedział: «Co jest napisane w Prawie? Jak czytasz?»
On rzekł: «Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całą swoją mocą i całym swoim umysłem; a swego bliźniego jak siebie samego». Jezus rzekł do niego: «Dobrze odpowiedziałeś. To czyń, a będziesz żył».
Lecz on, chcąc się usprawiedliwić, zapytał Jezusa: «A kto jest moim bliźnim?»
Jezus, nawiązując do tego, rzekł: «Pewien człowiek schodził z Jeruzalem do Jerycha i wpadł w ręce zbójców. Ci nie tylko go obdarli, lecz jeszcze rany mu zadali i zostawiwszy na pół umarłego, odeszli. Przypadkiem przechodził tą drogą pewien kapłan; zobaczył go i minął. Tak samo lewita, gdy przyszedł na to miejsce i zobaczył go, minął.
Pewien zaś Samarytanin, wędrując, przyszedł również na to miejsce. Gdy go zobaczył, wzruszył się głęboko: podszedł do niego i opatrzył mu rany, zalewając je oliwą i winem; potem wsadził go na swoje bydlę, zawiózł do gospody i pielęgnował go. Następnego zaś dnia wyjął dwa denary, dał gospodarzowi i rzekł: „Miej o nim staranie, a jeśli co więcej wydasz, ja oddam tobie, gdy będę wracał”. Kto z tych trzech okazał się według ciebie bliźnim tego, który wpadł w ręce zbójców?» On odpowiedział: «Ten, który mu okazał miłosierdzie». Jezus mu rzekł: «Idź, i ty czyń podobnie!»
Służba jest stylem, w jakim należy przeżywać misję, jedynym sposobem, żeby być uczniem Jezusa. Takie słowa papieża Franciszka przeczytałam dzisiaj na Twitterze. Trafiły do mnie, kiedy pochylałam się nad tekstem Ewangelii o miłosiernym Samarytaninie, który cały traktuje o służbie. Kto jest moim bliźnim, wskaż go, zdefiniuj – prosi Jezusa uczony w prawie. A gdzieś z tyłu jego głowy krążyły wyrzuty sumienia, zaniechane uczynki, świadome zobojętnienie. Na pewno doświadczyłeś tego uczucia. A Jezus pragnie, byśmy nie tracili wrażliwości i empatii. Do takiej służby nas posyła. Ewangeliczni przechodnie też mieli swoje sprawy, kapłan przechodzący przypadkiem, lewita, który przyszedł na miejsce celowo, wreszcie Samarytanin, który był w drodze, miał inny cel i jeszcze wiele kilometrów przed sobą. A jednak się zatrzymał, bo zobaczył bliźniego. Jego pomoc nie była okazjonalna i powierzchowna, zatroszczył się bardzo konkretnie i konsekwentnie. Tu nie chodziło o jałmużnę, ale o odpowiedzialność za osobę, którą Bóg stawia na mojej drodze.
Elżbieta Grodzka-Łopuszyńska