Czym Matka Teresa rozsierdziła świat „postępu”? Stanowczą postawą w kwestii aborcji.
Żaden ze świętych nie spotkał się z taką nagonką, jak kanonizowana ostatnio Matka Teresa. W sam dzień kanonizacji z grajdołka polskich celebrytów odezwała się Paulina Młynarska. „Fascynowało ją cierpienie, które potrafiła gloryfikować ze swadą godną prawdziwej psychopatki” – stwierdziła Młynarska. Po czym wyżywała się dalej: „Kumpela irlandzkich siostrzyczek prowadzących domy dla samotnych matek, które de facto były obozami pracy przymusowej”. TVN-owa specjalistka od stylu (broń nas, Panie Boże, od takiego stylu!) nie wymyśliła tego sama, ale weszła w przygotowane wcześniej koleiny. Już w latach 90. wściekle atakowano zakonnicę z Kalkuty. Zaciekłością wyróżniał się tutaj Christopher Hitchens, autor książki „Misjonarska miłość. Matka Teresa w teorii i w praktyce”. Został on poproszony o bycie świadkiem podczas procesu beatyfikacyjnego w 2002 roku. Zarzucał Matce Teresie, że w gruncie rzeczy nie działała na rzecz zmniejszenia ubóstwa, że nie wykorzystywała właściwie olbrzymich pieniędzy, jakie ofiarowali jest dobroczyńcy. Po śladach Hitchensa poszli potem jacyś panowie z Kanady. „Odkryli”, że w ponad 500 ośrodkach prowadzonych przez siostry w ponad 100 krajach chorzy nie byli otoczeni właściwą opieką i z tego powodu niektórzy umierali. Jasne! Propagandziści z Kanady, jakby im dać pieniądze, zrobiliby to wszystko lepiej.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.