Klub PO chce, by prokuratura przyjrzała się powołaniu do rady nadzorczej Polskiej Grupy Zbrojeniowej rzecznika MON Bartłomieja Misiewicza; jeszcze w piątek do stołecznych śledczych ma trafić zawiadomienie w tej sprawie. PO tworzy problemy, których nie ma - uważa Łukasz Schreiber (PiS).
Zdaniem PO, Misiewicz i osoby, które powoływały go w skład rady nadzorczej PGZ, mogły w tej sprawie popełnić przestępstwo opisane w art. 231 Kodeksu karnego. Przepis ten mówi, że "funkcjonariusz publiczny, który, przekraczając swoje uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków, działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3".
Z informacji zamieszczonej na stronie internetowej PGZ wynika, że Misiewicz, szef gabinetu szefa MON Antoniego Macierewicza i rzecznik resortu, zasiada też w radzie nadzorczej Polskiej Grupy Zbrojeniowej. We wtorek "Rzeczpospolita" podała, że Misiewicz nie ukończył kursu dla członków rad nadzorczych. Nie posiada także - jak podawały media - ukończonych studiów wyższych. Prasa informowała też, iż ze statutu PGZ wykreślony został zapis o tym, że kandydat na członka jej rady nadzorczej powinien przejść państwowy kurs na członków rad nadzorczych.
"W związku ze skandalicznymi działaniami MON, rzecznika ministra obrony narodowej, pana Bartłomieja Misiewicza, zdecydowaliśmy się, jako klub PO, złożyć wniosek do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa w związku z możliwych działaniem na szkodę spółki, na szkodę Skarbu Państwa" - powiedział na piątkowej konferencji prasowej poseł PO Cezary Tomczyk z sejmowej komisji obrony narodowej.
Jak dodał, zarówno sam Misiewicz, jak i osoby, które mogły dopuścić się przestępstwa polegającego na przekroczeniu uprawnień lub niedopełnieniu obowiązków. "Dzisiaj musimy sprawdzić, czy do zmiany przepisów statutu Polskiej Grupy Zbrojeniowej doszło tylko ze względu na to, żeby Bartłomiej Misiewicz mógł zasiadać w radzie nadzorczej PGZ" - podkreślił Tomczyk.
Jak dodał, śledczy powinni zbadać ponadto, czy zmieniony w ten sposób statut PGZ jest zgodny z rozporządzeniem Rady Ministrów dotyczącym wymagań jakie muszą spełniać kandydaci na członków rad nadzorczych spółek Skarbu Państwa. Chodzi o wymóg posiadania wyższego wykształcenia i odbycia kursu dla członków rad nadzorczych.
Platforma chce ponadto, by prokuratura ustaliła, czy Misiewicz ma prawo pełnienia funkcji szefa gabinetu politycznego szefa MON. "Rozporządzenie nie pozostawia tu żadnych wątpliwości - szef gabinetu ministra obrony narodowej musi legitymować się wyższym wykształceniem posiadać przynajmniej siedem lat doświadczenia zawodowego. Pan Bartłomiej Misiewicz co prawda pracuje z panem minister Macierewiczem od 16 roku życia, ale to jednak nie są wystarczające kwalifikacje, aby spełnić te wymagania formalne, zawarte w rozporządzeniu" - mówił Tomczyk.
Rzecznik PO Jan Grabiec przypomniał inne doniesienia medialne na temat polityki kadrowej MON. "Niedawno +Newsweek+ informował o tym, że siostra pana Misiewicza jest pracownicą PGZ, w której on od niedawna pełni funkcję członka rady nadzorczej. Jest także informacja medialna na temat związku z doświadczeniem zawodowym pana Misiewicza - otóż mąż właścicielki apteki, w której pan Misiewicz robił karierę zanim został szefem gabinetu ministra obrony narodowej jest członkiem zarządu - według informacji prasowych - PGZ" - powiedział Grabiec.
Nawiązując do programu PiS sprzed lat "Rodzina na swoim", ocenił że hasło to przybiera "koszmarne kształty". "Oczekujemy i od pana ministra Macierewicza, ale chyba już również od pani premier jasnego stanowiska na temat tego, czy tak wygląda polityka jej rządu" - zaznaczył rzecznik PO.
Poseł PiS Łukasz Schreiber komentując w piątek w Sejmie wniosek PO stwierdził, że jest to "tworzenie problemów, których nie ma". "To jest zupełny absurd" - ocenił. "Jest pewna różnica pomiędzy tym, co komuś się może podobać, a nie podobać, a kierowaniem wniosków do prokuratury" - podkreślił. "Nawet jeżeli ktoś chce stawiać tego rodzaju polityczne zarzuty, to nie mają one nic wspólnego z prokuraturą. Wolałbym, żebyśmy oceniali ludzi po efektach ich pracy" - dodał Schreiber.
"Naprawdę zajmijmy się tym, co jest ważne. Minister obrony narodowej ma prawo swojego zaufanego człowieka desygnować do takiej czy innej rady. On za to bierze odpowiedzialność" - przekonywał poseł PiS. "Jestem przekonany, że wie, co robi" - zapewnił.
Szef MIN Antoni Macierewicz pytany o zasiadanie swego rzecznika i szefa gabinetu w radzie nadzorczej PGZ, podkreślił, że Bartłomiej Misiewicz jest tam bezpośrednim jego reprezentantem. "Chcę, żeby ministerstwo obrony miało wgląd w przebieg wydarzeń w tym zarządzie jako dysponent Skarbu Państwa w tej grupie" - powiedział Macierewicz w środę w Krynicy.