Oczekiwania związane ze „Smoleńskiem” Antoniego Krauze były wielkie. Jedni spodziewali się „drugiej katastrofy smoleńskiej”, inni arcydzieła.
Jednak obie strony z pewnością spotkał zawód. Antoni Krauze jest reżyserem, który w swoim dorobku reżyserskim nie ma złego filmu. Po znakomitym „Czarnym czwartku” miał odwagę zmierzyć się z tematem katastrofy w Smoleńsku, która jeszcze bardziej podzieliła Polskę i Polaków. Film powstał w atmosferze niechęci ze strony mainstreamowych mediów, które recenzowały go już na etapie produkcji. Oczywiście, negatywnie.
Początek filmu, w którym Krauze wykorzystuje również materiały dokumentalne, robi naprawdę wrażenie. Szkoda, że z czasem staje się coraz bardziej statyczny, a niektóre sceny wydają się niepotrzebne. Wątpliwości budzi także obsada, wydaje się, że nie wszyscy aktorzy spełnili pokładane w nich nadzieje. Dotyczy to również Beaty Fido obsadzonej w roli dziennikarki Niny.
Wbrew podobnym opiniom, film nie jest ani katastrofą, ani arcydziełem. Jest filmem, jeżeli chodzi o stronę artystyczną, przeciętnym. Jego waga polega na tym, że Krauze nie tylko jako pierwszy w filmie fabularnym zmierzył się z tym tematem, ale oddał hołd tym wszystkim, których karykaturalny obraz dominował w mediach, bo nie wierzyli w oficjalną wersję przyczyn katastrofy, mieli wątpliwości i domagali się prawdy. Oddał także hołd ofiarom katastrofy i ich rodzinom, których reprezentuje w filmie żona generała zagrana znakomicie przez Aldonę Struzik.
Edward Kabiesz Dziennikarz działu „Kultura”, w latach 1991–2004 prezes Śląskiego Towarzystwa Filmowego, współorganizator wielu przeglądów i imprez filmowych, współautor bestsellerowej Światowej Encyklopedii Filmu Religijnego wydanej przez wydawnictwo Biały Kruk.