Dyskusje o Brexicie trzeba wykorzystać do reformy UE; jeśli będzie taka potrzeba nie zawahamy się zmienić traktatu - powiedział szef MSZ Witold Waszczykowski. Zaznaczył równocześnie, że w tym momencie takiej potrzeby nie ma - można próbować dokonać zmian bez traktatu.
Waszczykowski w czwartek w TVN24 odnosił się do szczytu 27 państw UE w Bratysławie, który zaplanowano na 16 września. Ma on dotyczyć przyszłości UE i wyzwań przed nią stojących. Waszczykowski pytany był m.in. czy premier Beata Szydło zamierza przedstawić podczas szczytu konkretny plan zmian w traktacie.
"My mówimy otwarcie w ten sposób, że nie zawahamy się, jeśli będzie potrzeba zmieniać traktat, natomiast na dzisiaj można próbować dokonać pewnych zmian, polepszenia relacji między elementami mechanizmu decyzyjnego (w UE - PAP) bez traktatu" - powiedział minister. Dopytywany, czy jest już propozycja zmian traktatu lizbońskiego, odpowiedział: "Jest, już mówimy o tym". Dodał równocześnie, że na razie nie będzie dyskutowana, "bo nie ma takiej potrzeby".
Waszczykowski podkreślił również, że cała Grupy Wyszehradzka jest zgodna - według jej członków dyskusje o Brexicie trzeba wykorzystać do reformy UE. "Różnica polega na kwestii technicznej: czy można to zrobić przez otwieranie traktatów europejskich, czy można to zrobić poza otwieraniem traktatów europejskich. Wszystkich nas łączy to, że trzeba zreformować relacje w UE. Trzeba na nowo określić pozycje Komisji Europejskiej, Rady Europy, relacje między komisją a RE, pozycje państw członkowskich, Parlamentu Europejskiego, relacje między wszystkimi uczestnikami tego mechanizmu decyzyjnego UE. To nas łączy" - powiedział minister.
Odnosząc się do słów prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego o personalnym kryzysie kierownictwa w UE, szef MSZ ocenił, że "rzeczywiście, że jest to problem". Pytany, czy jest różnica między Warszawą a szefem RE Donaldem Tuskiem w postrzeganiu wizji UE, Waszczykowski podkreślił, że "trudno mówić o tej różnicy, bo nie słyszymy go po prostu". "Ja w ogóle go nie słyszę nie widzę go. Dzisiaj nie ma miejsca w tej dyskusji na urzędników brukselskich, bo ich nie widać. Ich legitymizacja jest niska. My raczej wsłuchujemy się w to, co mówią państwa, w to co mówią przedstawiciele poszczególnych państw" - dodał.