Kiedy Pela wraz z rodziną jadła kolację, do domu wtargnęło trzech rosyjskich żołnierzy z bronią w ręku i porwało dziewczynę.
Takie historie jeszcze do niedawna były tematem tabu. W Niemczech od pewnego czasu są one mocno nagłaśniane. Ukazują się wspomnienia ofiar rosyjskich gwałtów, a w filmach dokumentalnych, które można zobaczyć również u nas na różnych telewizyjnych kanałach tematycznych, pokrzywdzone kobiety występują z odkrytą twarzą. W Polsce jest to temat mało znany, chociaż pojawiło się już trochę opracowań naukowych. Najpierw nie wolno było o tym mówić, a teraz, kiedy już można, z różnych powodów milczą same ofiary. Przypominam sobie tylko jeden polski film dokumentalny, który delikatnie poruszył ten wątek. Chodzi o obraz „Bo jestem stąd” Grzegorza Linkowskiego. Jego głównym tematem byli warmińscy męczennicy zamordowani w styczniu 1945 roku po wkroczeniu Armii Czerwonej, ale pod koniec pojawił się wątek dzieci urodzonych w wyniku gwałtów. Ofiarą przemocy padały zarówno Niemki, jak i Polki z Warmii. Według Stowarzyszenia Warmiaków urodziło się tu około miliona takich dzieci. Wołano za nimi „rusek”. W filmie wystąpiła anonimowo córka człowieka urodzonego w następstwie gwałtu.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Edward Kabiesz