Za współpracą z Rosją w walce z Państwem Islamskim opowiedział się we wtorek Donald Trump. Kandydat republikanów na prezydenta atakował Hillary Clinton jako współodpowiedzialną za to, co uważa za porażki polityki prezydenta Baracka Obamy na Bliskim Wschodzie.
"Putin patrzy na Hillary i się śmieje... Tymczasem Rosja rozumie zagrożenie ze strony Państwa Islamskiego. Czy nie byłoby miło, gdybyśmy dobrze żyli z Rosją i współpracowali z nią w walce z ISIS?" - powiedział Trump na spotkaniu z wyborcami w Virginia Beach w stanie Wirginia, które było poświęcone sprawom międzynarodowym.
"Hillary mówi twardo (na temat Rosji - PAP), ale potem się wycofuje" - dodał.
Kandydat GOP ostro krytykował Obamę za ewakuację wszystkich wojsk z Iraku, co - jak przypomniał - ułatwiło islamistom opanowanie północnej części terytorium tego kraju i ustanowienie Państwa Islamskiego.
"Powinniśmy tam pozostawić niewielkie siły. A teraz Państwo Islamskie się szybko rozszerza" - powiedział.
W rzeczywistości Państwo Islamskie poniosło ostatnio straty terytorialne w Iraku, a także w Syrii, gdzie w walce z koalicją z udziałem Turcji zostało odcięte od granicy z tym krajem - przez którą przechodzili nowo zwerbowani bojownicy, a także fundusze i broń.
Trump atakował też porozumienie z Iranem o redukcji jego programu nuklearnego zawarte przez administrację Obamy. Prowadzące do niego negocjacje zaczęły się w czasie, gdy Clinton była sekretarzem stanu (2009-2013).
Zdaniem Trumpa, który powtarza tu ocenę podzielaną przez wszystkich republikanów, układ nic nie dał USA, natomiast wzmocnił Iran.
"Obama i Hillary pozwolili, by Iran stawał się wielkim mocarstwem. Będą mieli broń nuklearną" - mówił republikański kandydat. "To układ, którego oszukańcza Hillary bardzo chciała. To był szczyt niekompetencji" - dodał.
Na podstawie układu Iran zobowiązał się do częściowego zawieszenia swego programu nuklearnego, którego realizacja może mu umożliwić wyprodukowanie broni atomowej. W zamian uzyskał zniesienie sankcji ekonomicznych - co, zdaniem krytyków układu, pozwoli mu na dalsze zbrojenia i sponsorowanie terrorystów na całym Bliskim Wschodzie.
Spotkanie w Virginia Beach prowadził emerytowany generał Michael T. Flynn, były dyrektor krajowego wywiadu, jeden z głównych stronników Trumpa wśród ekspertów ds. bezpieczeństwa narodowego. Jest on jednym z sygnatariuszy ogłoszonego we wtorek listu 88 emerytowanych generałów z deklaracją poparcia kandydata GOP. Według nich wymaga tego stan armii, która jest osłabiona wskutek polityki Obamy.
Trump wypomniał też Clinton interwencję w Libii, która zakończyła się wojną domową w tym kraju i powstaniem kolejnego ogniska islamistycznego terroryzmu. Powiedział, że przynajmniej należało przejąć libijską ropę naftową - podobnie jak w Iraku. Skrytykował też Clinton za to, że chce przyjąć do USA więcej uchodźców z Bliskiego Wschodu.
"Ona chce, żebyśmy ich lepiej potraktowali niż naszych weteranów. My mamy wielkie serce, ale po prostu nie możemy wpuścić tych ludzi do naszego kraju" - powiedział. Tłumaczył, że mogą być wśród nich terroryści, gdyż np. w telefonach uchodźców znaleziono deklaracje poparcia dla Państwa Islamskiego.
"Ja wolę, aby stworzyć (w Syrii - PAP) bezpieczne strefy dla ludności cywilnej" - dodał Trump. Zaznaczył jednak, że "koszty" tego powinni ponieść "inni", nie Ameryka. Nie sprecyzował, jakie koszty ma na myśli.