Minęło 40 lat. I co zobaczyłem w wieczór Wniebowzięcia? To samo – młodzież, modlitewne czuwanie, śpiew, adorację, przeproszenia, dziękczynienia, prośby – wreszcie uwielbienie...
W wieczór Wniebowzięcia oglądałem transmisję z 25-lecia Światowych Dni Młodzieży na Jasnej Górze. Modlitewne czuwanie, tysiące młodych i nieco starszych ludzi. Jeśli byli tu 25 lat temu, to teraz mają koło 45 wiosen. Kamerzysta wyłapywał z tłumu co ciekawsze twarze. I te z aktualnej dwudziestki, i te +25 lat. Przy dużym zbliżeniu podglądani byli nieświadomi tegoż podglądania. A nie mieli się czego wstydzić. Z twarzy emanował spokój i pogoda serca. Było widać radość. Momenty uniesienia też były – ale bez egzaltacji. Były też dyskretne łzy w oczach. Przeżycie chwili, czy wspomnienie wydarzeń sprzed 25 lat? Może jeszcze dawniejszych przeżyć?
Mnie przypominała się Kępnica k. Nysy. Byłem tam proboszczem i ukształtował się ośrodek Ruchu Światło–Życie. Odbywały się letnie turnusy, zimowe oazy dla animatorów. A przede wszystkim comiesięczne Oazy Modlitwy. W piątek wieczorem ściągali ludzie z Nysy, Otmuchowa i okolic, w sobotę docierali z dalszych stron. Warunki były na miarę drugiej połowy lat siedemdziesiątych. Czujny „obserwator podłączony” kręcił się dyskretnie, zdradzał go samochód. Ja miałem motorower. Ale pal go sześć! Myśmy nie politykę robili, myśmy się modlili, śpiewali, cieszyli, wygłupiali też, trochę spali, niewiele jedli. Smutny pan to zrozumiał, bo po iluś miesiącach przestał nas śledzić. Ilu bywało uczestników? A różnie. Czasem 30 osób, czasem 90. Była młodzież. Były i dzieci. Było trochę osób zdecydowanie starszych, świetnie wpisujących się w całość.
Kończyliśmy niedzielnym „obiadem”. Jaka modlitwa wypełniała czas? Wszelaka. Była modlitwa liturgią godzin (mieliśmy psałterze). Była adoracja w kościele. Była piosenka, dużo piosenki i pieśni – bez „muzycznego” i gitary ani rusz. Był sakrament pojednania. Była Msza święta, w niedzielę z parafianami. No a późnym wieczorem w sobotę zaczynało się w naszym „namiocie spotkania” modlitewne czuwanie. Zawsze w pełnym, czterodzielnym schemacie: przeproszenia, dziękczynienia, prośby, wreszcie uwielbienie... Animatorem tych wielu godzin modlitwy zwykle ja byłem. Młodzi szybko poczuli bluesa i swobodnie mnie uzupełniali. Czasem, bywało, że przysnąłem na swoim miejscu pod krzyżem. Ktoś wtedy wchodził w moją rolę, a o wszystkim dowiadywałem się dopiero w niedzielę przy stole. Był to niezamierzony sprawdzian dojrzewania młodzieży do takiej formy modlitwy.
Minęło 40 lat. I co zobaczyłem w wieczór Wniebowzięcia? To samo – młodzież, modlitewne czuwanie, śpiew, adorację, przeproszenia, dziękczynienia, prośby – wreszcie uwielbienie... Ziarna siane kiedyś pod wpływem sługi Bożego ks. Franciszka Blachnickiego wydały obfite owoce. Dziś udział tysięcy, dziś zaangażowanie narzędzi multimedialnych. Dzięki telewizji włączenie w to tysięcy ludzi bez względu na ich geograficzne uwiązanie. Czterdzieści lat temu nie zdawałem sobie sprawy z tego, że byliśmy u początków wielkiego dzieła. Kto? Wszyscy, którzy byli zaangażowani w dzieło Ruchu Światło–Życie, szczególnie w jego nurt modlitewny. Także wszyscy związani z innymi ruchami charyzmatycznymi i ewangelizacyjnymi.
To były małe ziarna. Wiele takich ośrodków jak w Kępnicy przestało funkcjonować, powstawały inne – powody bywały różne. A w ogóle ile ich było? Ilu ludzi się przez nie przewinęło? Nie wiemy. I nie jest to ważne. Z tego jednego, prowincjonalnego i małego ziarna, w którego kiełkowaniu mogłem uczestniczyć, wyrosło to, co w dojrzałej formie przeżywałem kilka dni temu. Kiedyś żal mi było, że tamto minęło. Jakbym nie pamiętał słów Jezusa o ziarnie rzuconym w ziemię, które obumiera i wydaje owoc stokrotny. Wspominam początki. Ale przecież Oazy Modlitwy Ruchu Światło–Życie dzieją się wciąż. Także inne ruchy modlitewne się rozwijają. Gromadzą młodych i starszych, sięgają głębi serca, tryskają radością. Chwała Panu za to dzieło i za radość, że mogłem być u początków jednego z jego strumieni.
ks.Tomasz Horak