Po nieudanym lipcowym puczu Turcja oczekiwała od Zachodu wsparcia, ale go nie dostała - powiedział w środę rzecznik prezydenta Recepa Tayyipa Erdogana, Ibrahim Kalin. Dodał, że w takim razie Turcja ma prawo szukać innych opcji współpracy wojskowej.
Rzecznik zwrócił uwagę dziennikarzom w Ankarze, że choć Turcja oczekiwała wsparcia Zachodu, "ani jeden zachodni prezydent nie przyjechał z wizytą".
W związku z tym - dodał - jest normalne, że Turcja "szuka innych opcji" współpracy wojskowej, skoro "w poszukiwaniu współpracy w dziedzinie obrony nie dostaliśmy oczekiwanego wsparcia ze strony zachodnich przyjaciół i sojuszników z NATO".
Jednocześnie zapewnił, że Turcja pozostaje jednym z najsilniejszych członków NATO, a cieniem na to nie położą się jej relacje z Rosją.
Kalin zaprotestował przeciwko używaniu w zachodnich mediach słowa "czystka" w odniesieniu do masowych zwolnień z pracy i aresztowań osób oskarżanych przez władze o związek z nieudanym puczem z 15 lipca. Określił to jako "normalne kroki" podejmowane po to, by zapobiec powtórce puczu w przyszłości.
Przedstawiciele władz w Ankarze już wcześniej dawali wyraz swojemu niezadowoleniu z reakcji krajów zachodnich na wojskowy zamach stanu. Zwracali uwagę, że sojusznicy z NATO byli bardziej zaniepokojeni działaniami w następstwie puczu, niż skorzy do okazania solidarności z rządem, który chciała obalić niewielka grupa wojskowych.
Rzecznik komentował także wtorkową wizytę Erdogana w Petersburgu, gdzie spotkał się on z prezydentem Rosji Władimirem Putinem. Powiedział, że Turcja i Rosja uzgodniły powołanie wspólnego funduszu inwestycyjnego w ramach odbudowy wzajemnych stosunków, przy czym na szybki postęp Ankara liczy zwłaszcza w dziedzinie turystyki. Ponadto dodał, że oba kraje uzgodniły wspólną walkę z terroryzmem, włączając w to dżihadystów z Państwa Islamskiego i bojowników kurdyjskich.