Janowi Kiepurze lekarze zakazali śpiewania. Od gorąca z pieca, w którym ojciec piekł chleb, została mu suchość w gardle. Na dodatek kolega z podwórka uderzył go kamieniem w nos, przestawiając w nim chrząstki. Wbrew temu pobił świat swoim „złotym głosem”.
Czy to był Wiedeń, czy Mediolan, podczas rozmów z publicznością przedstawiał się jako „chłopak z Sosnowca”. Do końca wracał we wspomnieniach do przemysłowego miasta położonego w Zagłębiu Dąbrowskim na granicy trzech zaborów, gdzie urodził się 16 maja 1902 roku. Któż nie zna pieśni, którą uwodził miliony kobiet: „Usta milczą, dusza śpiewa, kocham cię”. Patrząc na jego biografię, widać, że jak najpiękniejszą kobietę kochał Polskę. Przez lata emigracji dochód z wielu występów przeznaczał na pomoc krajowi. Przed wybuchem wojny kupił parcele w Gdyni, żeby dać przykład wiary, że nie stracimy tych ziem. W Poznaniu podczas ostatniego koncertu przed wojną śpiewał: „Nie rzucim ziemi, skąd nasz ród”. W bisy miał wpisany kujawiaczek „Umarł Maciek, umarł, już leży na desce”, którym zjednywał sobie zagraniczną publiczność.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Barbara Gruszka-Zych