Z Gosią Junker, iławianką i uczestniczką Światowych Dni Młodzieży, która podczas pobytu w jednym z krakowskich szpitali została odwiedzona przez Papieża Franciszka, rozmawia Przemysław Zwański.
Przemysław Zwański: Jak zaczęła się Twoja przygoda ze Światowymi Dniami Młodzieży?
Małgorzata Junkier: Kiedy tylko usłyszałam o ŚDM, pojawiła się jedna myśl: mam możliwość zobaczyć papieża, to jadę! Oczywiście nie przeszło mi nawet przez myśl, że tak dosłownie go spotkam! Pomyślałam, że to może być jedyna okazja uczestnictwa w spotkaniu młodych i wyznania tam swojej wiary.
Jakie były pierwsze wrażenia w Krakowie?
Kiedy wysiadłam z autobusu, kiedy od razu dostałam plecak pielgrzyma i identyfikator, natychmiast poczułam tę wspaniałą atmosferę. Po przyjeździe rozdzielono naszą grupę, trafiłam do świetnej rodziny w Trzebini, gdzie zostałam bardzo ciepło przyjęta.
Czy bałaś się czegoś, jadąc na Światowe Dni Młodzieży?
Tak naprawdę nie obawiałam się niczego, żadnych zamachów itd. Wiedziałam, że Pan Bóg będzie czuwał nad nami i nic się nie stanie.
Czyli nie miałaś żadnych wątpliwości?
Miałam pewną chwilę zwątpienia, czy na pewno jechać do Krakowa, bo "ręki papieżowi przecież nie podam", a przynajmniej mogłabym uczestniczyć w całej pielgrzymce do Częstochowy.
Jak to się stało, że trafiłaś do szpitala?
Po ciężkiej i nieprzespanej nocy przyjechałam do szpitala w Myślenicach, następnie zostałam przewieziona na oddział Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Prokocimiu. Odczuwałam bardzo silny ból brzucha, czego przyczyną było, jak się później okazało, zapalenie wyrostka robaczkowego. Kiedy dowiedziałam się, że zostanie on usunięty, zaczęłam płakać; na szczęście był przy mnie opiekun mojej grupy.
Kim był ten opiekun?
Był to ksiądz Karol; był przy mnie cały czas, wspierał mnie i pomagał, za co jestem mu bardzo wdzięczna. Gdyby nie on, nie poradziłabym sobie sama z tym wszystkim, na szczęście Pan Bóg czuwał nade mną i nie zostałam sama. Ksiądz Karol wspomniał, że może uda się zobaczyć Ojca Świętego. Ze względu na ogromny ból brzucha nie dotarło to wtedy do mnie, myślałam, że ksiądz żartuje.
Ale jednak udało się?
Tak! Dowiedziałam się, że papież przyjdzie spotkać się z wybranymi dziećmi, które są bardzo chore. Moment spotkania to chwila, którą zapamiętam na całe życie. W piątek około godziny 17 Ojciec Święty odwiedzał kaplicę znajdującą się przy holu szpitalnym, wzdłuż którego ustawili się pacjenci i pracownicy - ci, którzy nie mogli spotkać się z Franciszkiem - aby chociaż go zobaczyć. Zaproponowano mi, żebym usiadła na wózek i razem z nimi chociaż z daleka zobaczyła Ojca Świętego. Mimo wszystko nadal nie wydawało mi się to realne. Po chwili pojawił się Papież z kardynałem Dziwiszem. Kiedy był w odległości 15 m, łzy same zaczęły mi płynąć. Franciszek wszedł do kaplicy, natomiast biskup Dziwisz podszedł do nas i powiedział, żebyśmy zawołali papieża, to może podejdzie do nas. Kiedy wyszedł z kaplicy, zaczęliśmy machać, klaskać i krzyczeć "Papa Francesco". Po chwili Papież zaczął iść w moją stronę... Byłam w szoku, nie wiedziałam, co się dzieje.
Jak wyglądał sam moment spotkania?
Kiedy Ojciec Święty się zbliżał, zeszłam z wózka, uklęknęłam i ucałowałam mu rękę. Papież pobłogosławił mnie i pomógł mi wstać na wózek, czułam się bardzo bezpiecznie, jakby w jego objęciu. Nigdy tego nie zapomnę.
Co sądzisz o papieżu Franciszku?
Myślę, że Ojciec Święty jest bardzo wesołą osobą, co widać przede wszystkim po uśmiechu. Mówił coś po włosku, ale tak naprawdę w pamięć zapadł mi jego uśmiech.
Jest coś, czym chciałabyś się jeszcze podzielić?
Jestem bardzo wdzięczna Bogu za to doświadczenie, widzę teraz, że każde cierpienie ma jakiś sens, który my nie zawsze odkrywamy, ale Pan Bóg wie doskonale, po co ono jest. Dlatego warto pamiętać, że On dla nas chce tylko dobrze i mimo że jest czasem ciężko, On nigdy nas nie zostawi. Być może nie zagłębiłam się jakoś bardzo w duchowe treści tegorocznych Światowych Dni Młodzieży, ale błogosławieństwo od Ojca Świętego to wielka łaska od Boga.