Zyskałam nowego ducha, nowego powera! – wyznała KAI siostra Małgorzata Chmielewska komentując wczorajszą wizytę Franciszka w dziecięcym szpitalu w Krakowie-Prokocimiu. "Nie możesz być chrześcijaninem, jeśli nie służysz drugiemu człowiekowi. Krótka piłka" – stwierdza przełożona Wspólnoty Chleb Życia.
S. Małgorzata Chmielewska powiedziała:
"Myślę, że to jest papież gestów i papież symboli, ale także i papież słów. Swoją obecnością w szpitalu chciał pokazać, że te dzieci kochamy. Że te dzieci kochane są przez Pana Boga i kochane są przez niego, a także przez Kościół, który on reprezentuje.
To na pewno bardzo ważna wizyta, jak również ważny były słowa, które padły z ust papieża, o tym, że nasze społeczeństwo konsumpcyjne spycha cierpienie na margines i stąd niezwykłą wagę mają wszystkie gesty i każda troska o człowieka, który jest najsłabszy, w tym oczywiście o chore dzieci.
Podczas Drogi Krzyżowej powiedział bardzo mocno i jasno: nie uważaj się za chrześcijanina, jeśli nie pomagasz Chrystusowi cierpiącemu w drugim człowieku. Oczywiście skracam... Myśli papieża były bardzo głębokie i bardzo konkretne. Papież Franciszek jest niezwykle konkretny. Można powiedzieć tak: skończmy dyskusję, weźmy się za robotę.
Po wizycie papieża w szpitalu Prokocimiu zyskałam nowego ducha, nowego powera! A jednocześnie potwierdzenie intuicji i naszego rozumienia Ewangelii, bo nie tylko mojego: miliony chrześcijan tak rozumieją Ewangelię i tak rozumieją swoje życie, powołanie.
Zyskałam utwierdzenie w tym, że droga, którą wybraliśmy jest słuszna. To był także w jakimś sensie "kopniak" do przodu, że nie ma co załamywać rąk, że jest pod górkę. Tylko trzeba to robić. Trzeba być. Trzeba być z ludźmi zepchniętymi na margines, z najsłabszymi. Chociażby się to innym nie podobało – to jest miejsce, w którym spotyka się Chrystusa. To papież mówi. To potwierdza wybór mojej wspólnoty. To jest poparcie, wtedy kiedy mamy pod górkę. Kiedy, niektórzy w Kościele czasami uważają, że przesadzamy z tą miłością i miłosierdziem i troską o „tych” bezdomnych. Bo to nie są ludzie bezdomni, tylko to są ci bezdomni, ci nędzarze, ci alkoholicy, co oczywiście zakłada dystans do ludzi słabszych, mających problemy.
Ten papież, podobnie jak Jan Paweł II (którego nie czytaliśmy, bo fiksowaliśmy się na kremówkach) mówi niezwykle prosto i konkretnie. Nikt nie może powiedzieć, że nie zrozumiał. I ja też nie mogę powiedzieć, że nie zrozumiałam.
Podczas wczorajszej Drogi Krzyżowej nasza młodzież niosła krzyż między XI a XII stacją. Proszono nas o napisanie testu. Tekst, który został odczytany to był tekst nie przez nas napisany. Być może nasz był za mocny. Nasz miał przypomnieć, że twarz umierającego Chrystusa, zdeformowaną przez ból i cierpienie znajdujemy w naszych braciach i siostrach, którzy cierpią z najróżniejszych powodów.
Sama droga krzyżowa w sensie artystycznym była bardzo piękna. Rzeczywiście była poruszająca. Piękno jest również elementem, który pomaga przeżyć spotkanie z Panem Bogiem.
Poruszające były słowa Ojca Świętego, który wezwał młodych ludzi, żeby byli znakiem nadziei, żeby nie uciekali od trudności, od krzyża, który niesie życie codzienne, ale także służba ubogim. Czyli, krótko mówiąc, że trzeba iść pod prąd, gdyby nie wiem, co się działo. Widziałam twarze młodych ludzi – to było wielkie przeżycie, bardzo konkretne. Nie możesz być chrześcijaninem, jeśli nie służysz drugiemu człowiekowi. Krótka piłka.
Przejazd spod krakowskiej kurii na Błonia to była szalona jazda tramwajem. Trochę ludziom niepełnosprawnym, na wózkach, niewidomym, głuchoniemym, dzieciom sparaliżowanym spotkanie z papieżem utrudniła chmara dziennikarzy, którzy zajęli jedną trzecią tramwaju i angażowali ten krótki czas. Mogę powiedzieć, jak ogromnie wszyscy czekali na ten przejazd, na spotkanie z papieżem.
W budynku Zakładów Komunikacji Krakowskiej, gdzie czekaliśmy, zostaliśmy przyjęci przez dyrekcję i personel w sposób fantastycznie życzliwy. Wiem, jak przeżył to Artur – mój autystyczny, przybrany syn. Po prostu Artur do dzisiaj jest w szoku. Mimo swojego upośledzenia wie kto, to jest papież. To jest tak wielkie przeżycie dla Artura. Wiem - z rozmów ludzi, którzy tam byli - że zostanie to na lata. To wszystko trwało krótko.
Niestety, nie ci najsłabsi byli na pierwszym miejscu, tylko dziennikarze. Troszeczkę można by było zachować dyskrecji i pozwolić tym najsłabszym na dłuższe spotkanie z papieżem..."