Poeta Juliusz Wątroba napisał kawałek świetnej prozy o tym, jak w jednej chwili choroba sprawia, że wypada się z obiegu. „Od nocy do świtu” to przede wszystkim jego odważne świadectwo.
Dlaczego odważne? Bo uznany poeta nie wstydzi się przyznać do rozpaczy, zwątpienia i worka stomijnego, który „stał się jeszcze jedną integralną częścią jego ciała, tak samo jak płuca, serce, śledziona”. Książka jest szczupła jak sam autor podczas choroby nowotworowej, która dotknęła go kilka lat temu. Jej akcja toczy się szybko jak postępujące kłopoty ze zdrowiem, a potem równie gwałtownie przywraca go do świata żywych, pełnych nadziei, ale i mniejszej wyobraźni. Bo ważne, żeby stale mieć w tyle zdrowej głowy wyobrażenie choroby i tego, co zmienia w ludziach, którzy do tej pory nie usłyszeli wyroku.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Barbara Gruszka-Zych