Byłem wczoraj wieczorem na nabrzeżu. Ta ciężarówka prawdopodobnie mnie minęła.
Ks. Andrzej Koch jest kapłanem archidiecezji katowickiej, od kilkunastu lat pracuje w Nicei. W czwartkowy wieczór był na nabrzeżu (mieszka w pobliżu). Poniżej jego relacja dla serwisu gosc.pl.
Trzy razy do roku: na zakończenie karnawału, 14 lipca i 15 sierpnia miasto organizuje pokaz sztucznych ogni. Odbywa się to tak, że na morze wypływają barki, i z nich są wystrzeliwane sztuczne ognie. Ludzie, jak w amfiteatrze, oglądają je na ogromnej przestrzeni od lotniska aż do portu. Tam jest bardzo dobry widok. Oczywiście najlepiej widać gdzieś bliżej centrum, więc ja o godzinie 22 wziąłem rower i pojechałem na promenadę. Oczywiście wszędzie tłumy ludzi. Zatrzymałem się na wysokości szpitala dziecięcego im. Leona Lenvala. Pokaz ogni trwał około 20 minut. Na zakończenie wszyscy bili brawo. Potem wziąłem rower i wróciłem do siebie, nie wiedząc o czymkolwiek. Wtedy usłyszałem sygnały mnóstwa karetek i policji. Później zadzwonił znajomy ksiądz, pytając, czy wszystko dobrze, bo był zamach.
Rano dowiedziałem się, że zamachowiec zaczął kilometr za szpitalem, przy którym oglądałem pokaz. Więc prawdopodobnie ta ciężarówka mnie minęła. Na tym odcinku jeszcze pojazdy poruszały się normalnie. Kilometr dalej promenada została zamknięta – to jest taka główna arteria wzdłuż morza, obok jest chodnik dla pieszych i jest też wyznaczona ścieżka rowerowa. Tam gdzieś kierowca musiał się rozpędzić – bo do tego miejsca miał prawo jechać normalnie. Potem był wyznaczony objazd, a zamknięta część stała się strefą dla pieszych. Przypuszczam, że tam zamachowiec sforsował blokadę – policjanci albo uciekli, albo zostali przejechani. Przypuszczam, że to się stało, gdy ludzie po pokazie ruszyli z chodnika przez jezdnię i zaczęli wracać do siebie.
Rano dowiedziałem się, że wszyscy nasi księża żyją, ale nie wiem, czy wśród ofiar są moi parafianie. Gdy zobaczyłem zdjęcia z promenady, rozpłakałem się.
notował fk