Twardziele i maminsynki

Kiedyś to dzieci twarde były, a teraz wychuchane i pod kloszem, więc zapewne nie dadzą sobie rady w dorosłym życiu.

Furorę robi pewna opowiastka o tym, jak to dawno, dawno temu, czyli za tzw. naszej młodości, bywało. Otóż wtedy to żyły twardziele, a nie dzieci. Bawiły się na trzepakach, a nie w salach z kulkami i plastikowymi zjeżdżalniami. Piły mleko prosto od krowy, a alergii i biegunki nie dostawały. W dodatku jadły jagody prosto z krzaczka bez obawy, że owoce zostały wcześniej oznaczone przez chorego lisa. Tak czy siak, kiedyś to dzieci twarde były, a teraz wychuchane i pod kloszem, więc zapewne nie dadzą sobie rady w dorosłym życiu.

I pewnie ciut prawdy w tym jest. Trudno się czasem ogląda pięciolatków, którzy to na drabinkę (ze wszelkimi certyfikatami bezpieczeństwa) bez pomocy mamusi nie umieją wejść. A mamusia wprowadza synków w poczucie zagrożenia, bo przecież „to jest tak wysoko, a ty masz jasne ubranko”. Bo spaść to jeden problem. Ale ubrudzić się – to dramat. Jednak nie przesadzajmy. Nie wszystkie matki i pięciolatki żyją w schemacie: „grzeczny znaczy schludny i na sznurku”. Miejmy wręcz nadzieję, że jest ich mniejszość. W przeciwnym razie rzeczywiście grozi nam wysyp dziwnych dorosłych – z fobiami, lękami i kompletnym brakiem umiejętności życiowych.

Na szczęście inne dzieci (i rodzice) istnieją. A nawet mają się dość dobrze, choć wakacyjną porą zamieszkują lasy, ostępy i wszelkie trudno dostępne tereny. To gatunek poszukiwaczy przygód, względnie harcerzy. Albo jednych i drugich. Taki harcerz i harcerka mieszkają w lesie, we własnoręcznie zbudowanym namiocie. Śpią na pryczach, zbitych również własnoręcznie z żerdek. I choć po jakimś czasie, szczególnie młodszym harcerkom, polowe łóżko nieco się rozjeżdża, taki to urok – radzenia sobie w polowych warunkach. Mimo deszczu, niedogotowanych ziemniaków (kuchnia polowa coś dziś miała kryzys) i setek komarów oraz padalców w namiocie.

Oczywiście, harcerstwo nie jest dla wszystkich dzieci. Zresztą nawet w jednej rodzinie, wśród rodzeństwa, zdarza się jedno dziecko dosłownie przeznaczone do munduru i służby, a drugie – na brak wygód, nocne podchody i burze spędzane pod gołym niebem patrzy jak na dopust. I aż się krzywi. Co ciekawe – ten podział nie przebiega na linii „chłopiec – twardy harcerz”, „dziewczynka – efemeryczna laleczka”. Na szczęście.

Szkoda tylko, że dzieci chętne do harcerskiej przygody, chętne do babrania się w błocie i budowania szałasów czasem słyszą w domu: „To nie dla ciebie, to niebezpieczne i krzywda ci się stanie”. Pilotem od telewizora, zamiast harcerską finką i świeżym powietrzem, przygody młodości nie doświadczą…

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Agata Puścikowska