Choć poszukiwania Bursztynowej Komnaty w poniemieckich bunkrach w Mamerkach jak dotąd nie przyniosły rezultatu, dzierżawca obiektu zapowiada dalsze badania. "Rozwiążemy tę zagadkę w ciągu czterech tygodni" - mówi Bartłomiej Plebańczyk. Już teraz w związku z poszukiwaniami w Mamerkach jest więcej turystów.
Środowe poszukiwania pomieszczenia, które miało znajdować się w fundamentach schronu w dawnej kwaterze dowództwa Wehrmachtu w Mamerkach, zakończyły się niepowodzeniem. Dzierżawca obiektu zapowiadał, że może tam być Bursztynowa Komnata. Poszukiwania przeprowadzono w jednym z ok. 30 schronów, gdzie w czasie II wojny światowej znajdowała się Kwatera Główna Niemieckich Wojsk Lądowych (OKH).
"Nie znaleźliśmy tego pomieszczenia, ale nie tracimy nadziei, ponieważ błąd tkwi w tym, że działamy zbyt mało dokładnie. Musimy mieć dokładniejsze badania, które zlokalizują to pomieszczenie. Jestem optymistą, że rozwiążemy tę zagadkę definitywnie w ciągu czterech tygodni" - mówi PAP Plebańczyk. Jak dodaje, albo w Mamerkach coś rzeczywiście jest, albo nie i "sprawa się zakończy".
"Liczymy na to, że odnajdziemy Bursztynową Komnatę, jeżeli nie, liczymy na inne skarby, które na pewno będą dużą sensacją" - przekonuje dzierżawca obiektu. A - jak zaznacza - wartość Bursztynowej Komnaty oceniana jest na 500 mln dolarów.
Choć poszukiwania na razie nie przynoszą rezultatu, już teraz w Mamerkach ruch turystyczny się zwiększył, o czym powiedział PAP zastępca burmistrza Węgorzewa Andrzej Lachowicz.
Poszukiwaniom Bursztynowej Komnaty w poniemieckich bunkrach w Mamerkach przyglądała się w środę grupa żołnierzy armii amerykańskiej, którzy stacjonują w Węgorzewie. "Taki skarb byłby bezcenny, miałby wielką wartość historyczną i kulturową" - powiedział PAP jeden z żołnierzy Chris Raabe.
W Mamerkach w środę były stacje telewizyjne z Polski, Rosji, Białorusi i wiele innych mediów. O sprawie stało się głośno po raz pierwszy przed dwoma miesiącami, gdy jedna z agencji PR wspólnie z dzierżawcą bunkrów przygotowała i rozesłała materiał prasowy, z którego wynikało, że w Mamerkach mogły zostać ukryte "elementy Bursztynowej Komnaty", albo "inne zrabowane dzieła sztuki lub unikalne urządzenia techniki wojskowej". Doniesienia na ten temat pojawiły się wtedy w większości polskich mediów, a potem także światowych.
Dzierżawca bunkrów podkreślał, że było wiele przesłanek świadczących o tym, iż w fundamentach schronu rzeczywiście istnieje nieznane dotychczas pomieszczenie. Według niego jeśli zostało przez Niemców zamurowane, to nie mogło być zwykłym pomieszczeniem technicznym, jakie istniały w innych tego typu obiektach.
Dowodem na to, że mogło ono spełniać rolę skrytki są - jak przekonywał - m.in. ślady po detonacjach. To pozostałości wcześniejszych poszukiwań, które prowadzili polscy saperzy w latach 50. i 60. ub. wieku. Był to jedyny obiekt w Mamerkach, który próbowano rozbić przy pomocy materiałów wybuchowych.
Dawna kwatera główna dowództwa wojsk lądowych jest najlepiej zachowanym ośrodkiem dowodzenia z czasów III Rzeszy na Mazurach. Niemcy w styczniu 1945 r. opuścili to miejsce bez walki. Nie wiadomo, dlaczego nie wysadzili bunkrów; prawdopodobnie nie zdążyli lub nie mieli odpowiedniej ilości materiałów wybuchowych. Dlatego stanowią one unikatową atrakcję turystyczną. Mamerki nie były jednak dotychczas tak popularne, jak odległa o 18 km kwatera główna Adolfa Hitlera "Wilczy Szaniec" w Gierłoży.
Kompleks w Mamerkach zbudowano w latach 1940-44. W lesie nad Mamrami ukryto 30 masywnych schronów i ponad 200 innych obiektów z cegieł i drewna. Były tam nie tylko baraki mieszkalne, wartownie i stanowiska obrony przeciwlotniczej, ale też kasyna i kuchnie, poczta, kino, szpital, sauna i stajnie. W kwaterze rezydowało 40 niemieckich generałów i 1,5 tys. żołnierzy.