To był 4 grudnia 2015 roku. Minął już ponad rok, a wydaje się jakby to było wczoraj. Dzisiaj wypełniam daną Bogu i świętemu Ekspedytowi obietnicę.
Egzamin na prawo jazdy już od kilku lat był moją zmorą: ciągle stresy, bóle brzucha, poświęcony czas, wydane pieniądze i za to wszystko jedynie wynik NEGATYWNY. Ponad 10 razy zdawałam egzamin teoretyczny (za każdym razem brakowało mi raptem jednego czy dwóch punktów i trafiałam na pytania typu: jaka jest prawidłowa objętość bieżnika lub jakie są wymiary tablicy rejestracyjnej). Nic – tylko się załamać. A jednak, udało się. Egzamin praktyczny zdałam za siódmym razem i dzisiaj dziękuję Panu Bogu za to, że nie zdałam za pierwszym razem. Dziękuję za każde nieudane podejście, które teraz, z perspektywy czasu, wiem, że przygotowało mnie do bycia dobrym kierowcą.
Na początku byłam zła na Pana Boga, że powiedział, abyśmy prosili, a otrzymamy, podczas gdy mojej prośby nie chciał spełnić. Przed każdym egzaminem na prawo jazdy, czy to teoretycznym, czy praktycznym, chodziłam do kościoła i w chwili ciszy modliłam się. Kiedy zrezygnowana wracałam z WORD-u przypomniała mi się historia pewnego chłopca, który modlił się o rower, jednak Pan Bóg “nie wysłuchał” jego prośby. Kiedy mama chłopca, chciała mu wytłumaczyć, żeby nie był zły na Boga, że ten nie wysłuchał jego prośby, chłopiec rezolutnie odparł, że Bóg odpowiedział. Powiedział po prostu “nie”. Pomyślałam, że w moim przypadku musi być podobnie. Niedługo potem w wypadku samochodowym zginął mój kolega. To wydarzenie, chociaż bardzo przykre, uzmysłowiło mi, jak bardzo Pan się o mnie troszczy i jak się stara, aby mnie ochronić. Nie poddałam się. Zapisywałam się na kolejne egzaminy i tak w kółko. Pojawiały się łzy, chęć zrezygnowania, choć wewnętrznie czułam, że to nie koniec, że może to jest pewnego rodzaju próba mojej wiary. Chciałam wierzyć i ufać do końca, ale było ciężko… Wtedy z pomocą przyszedł mi święty Ekspedyt. Po razy pierwszy właśnie wtedy dowiedziałam się o istnieniu takiego świętego. Powiedział mi o nim mój ksiądz proboszcz i polecił, aby w modlitwie zwrócić się z prośbą o jego wstawiennictwo. Pojechałam do kościoła Najświętszego Zbawiciela i tam w lewej nawie znalazłam ołtarz poświęcony właśnie Ekspedytowi. Niewiele wiadomo o jego życiu. Był to męczennik chrześcijański, obecnie będący patronem spraw pilnych, nie cierpiących zwłoki. Jego atrybutem jest kruk, którego miażdży piętą i krzyż. Jedna z legend głosi, że świętemu w dniu, w którym zdecydował się nawrócić na chrześcijaństwo ukazał się diabeł pod postacią kruka, nakłaniając go, aby odłożył realizację swojego postanowienia na następny dzień. Św. Ekspedyt zmiażdżył ptaka swoją stopą, oświadczając: „Zostanę chrześcijaninem dzisiejszego dnia”.
Zafascynowała mnie postać świętego Ekspedyta i zaczęłam go prosić o wstawiennictwo u Boga, aby wysłuchał mojej prośby i pomógł mi zdać prawo jazdy. Nazajutrz miałam egzamin. Ku mojemu zdziwieniu – znowu nie zdałam. Wtedy już myślałam, że to koniec. Ale…pojechałam do Ekspedyta jeszcze raz. Postanowiłam zawrzeć z nim umowę. Ofiarowałam moje oszczędności na renowację ołtarza świętego i powiedziałam, że jeśli mi pomoże, to będę mówić światu o istnieniu kogoś takiego, jak Ekspedyt. Długo nie musiałam czekać. Następny egzamin zdałam. Byłam przeszczęśliwa, że w końcu się udało, ale przede wszystkim cieszyłam się, że się nie poddałam, że mimo tak licznych upadków, z Bożą pomocą za każdym razem udawało mi się powstać. Mało tego, poznałam świętego, który po dzień dzisiejszy jest moim orędownikiem u Boga Ojca w Trójcy Świętej.
Chwała Panu!
Magda, 21 lat