Rezygnacja prezydenta Niemiec Joachima Gaucka z ubiegania się o drugą kadencję stawia kanclerz Angelę Merkel w trudnym położeniu. Poszukiwania godnego następcy będą dla niej, wobec nieodległych wyborów do Bundestagu, ciężkim testem na polityczną sprawność.
"Zarówno Merkel jak i wicekanclerz Sigmar Gabriel chcieli, by Gauck zachował urząd prezydenta na kolejną kadencję" - powiedział komentator telewizji publicznej ZDF Frank Buchwald komentując w poniedziałek sytuację po ogłoszeniu przez prezydenta decyzji.
Jego zdaniem rezygnacja Gaucka stwarza poważne problemy dla obu bloków politycznych tworzących obecnie koalicyjny rząd Merkel. Znalezienie wspólnego kandydata, który w głosowaniu w lutym przyszłego roku uzyskałby poparcie zarówno CDU/CSU, jak i SPD, raczej nie wchodzi w rachubę ze względu na zbliżające się wybory parlamentarne (na jesieni 2017 roku), w których chadecy i socjaldemokraci będą przeciwnikami. W tej sytuacji oba ugrupowania będą chciały wystawić własnych kandydatów, by zaakcentować swoje aspiracje do władzy.
Zamiast w miarę harmonijnej współpracy w koalicji przełom roku wbrew założeniom Merkel upłynie pod znakiem rywalizacji między chadekami a socjaldemokratami. Nie bez powodu sobotni "Bild" pisał o "superkatastrofie" dla koalicji. Zdaniem tabloidu kampania wyborcza, która miała rozpocząć się dopiero za rok, rozpocznie się "już za chwilę".
To zła wiadomość dla Merkel walczącej obecnie z przeciwnościami na wielu frontach.
Szefowa rządu ma obecnie powody, by niepokoić się o powodzenie umowy zawartej przez UE z Turcją, dzięki której liczba imigrantów przedostających się do Niemiec istotnie spadła. Ankara raz po raz grozi wypowiedzeniem porozumienia, a uchwała Bundestagu uznająca masakrę Ormian przez imperium osmańskie w czasie pierwszej wojny światowej za ludobójstwo dodatkowo zaogniła sytuację.
Równocześnie trwa ostry spór o kształt polityki migracyjnej między Merkel a premierem Bawarii Horstem Seehoferem. Bawarski polityk, który jest równocześnie szefem współtworzącej chadecki blok CSU, od miesięcy atakuje kanclerz za zbyt liberalną jego zdaniem politykę rządu. Obarcza Merkel odpowiedzialnością za spadek poparcia dla CDU i CSU oraz domaga się korekty polityki. W dodatku inny koalicjant - SPD - zaczyna coraz bardziej dystansować się od polityki szefowej rządu i przesuwa się na lewo, myśląc już o przyszłorocznej kampanii wyborczej.
W ostatnim czasie Merkel udało się zatrzymać spadek poparcia w sondażach, spowodowany napływem do kraju ponad miliona uchodźców i sporem o politykę migracyjną. Z ostatniego wydania Barometru Politycznego (Politbarometer) z zeszłego czwartku wynika, że ponowną kandydaturę Merkel na kanclerza popiera 58 proc. Niemców, a wśród zwolenników CDU/CSU ten odsetek wynosi aż 87 proc. Także partie chadeckie CDU/CSU przestały tracić poparcie - obecnie chce na nie głosować 33 proc. elektoratu, czyli tyle samo, co przed tygodniem.
Celem Merkel na najbliższe miesiące było uspokojenie sytuacji wewnętrznej, zrealizowanie ostatnich punktów umowy koalicyjnej i doczekanie do kampanii wyborczej, która miała rozpocząć się latem przyszłego roku. Bezkolizyjny wybór prezydenta miał być w tym scenariuszu dowodem na sprawność Merkel i jej koalicji w kontrolowaniu wydarzeń.
Rezygnacja Gaucka oznacza dla Merkel konieczność znalezienia odpowiedniego kandydata na jego następcę. To niewdzięczne zadania, zważywszy na wcześniejsze wpadki szefowej rządu. Dwaj "namaszczeni" przez nią poprzednicy Gaucka - Horst Koehler i Christian Wulff - nie dotrwali do końca kadencji. Wulff odszedł w atmosferze skandalu po postawieniu mu przez prokuraturę zarzutów o łapownictwo.
Nic dziwnego, że w tej sytuacji Merkel boi się kolejnego błędu. W reakcji na rezygnację Gaucka, Merkel powiedziała, że "nie będzie się spieszyć" z decyzją o nominacji. "Być może będzie chciała znaleźć ponadpartyjnego kandydata" - spekuluje Tina Hassel z telewizji ARD.
W historii RFN wybory prezydenckie często były sygnałami zapowiadającymi poważne zmiany na szczeblu rządu. Tak było w 1969 roku, gdy SPD i FDP wspólnie wybrały w marcu Gustava Heinemanna na prezydenta, by następnie na jesieni utworzyć koalicyjny rząd Willy'ego Brandta.
Obserwatorzy niemieckiej sceny politycznej uważają za możliwe wystawienie wspólnego kandydata przez CDU i Zielonych. Taka decyzja byłaby sygnałem przed wyborami do Bundestagu, że przyszły rząd mógłby być czarno-zieloną koalicją.
Kampanię wyborczą rozpoczęła też postkomunistyczna Lewica. Jej zdaniem Lewica, SPD i Zieloni powinni uzgodnić wspólnego kandydata symbolizującego "społeczną sprawiedliwość".
W CDU mówi się o szefie Bundestagu Norbercie Lammercie i ministrze finansów Wolfgangu Schaeublem. W SPD za naturalnego kandydata uważa się ministra spraw zagranicznych Franka-Waltera Steinmeiera. Wymieniane jest też nazwisko prezesa trybunału Konstytucyjnego Andreasa Vosskuhle.
Prezydenta Niemiec wybiera Zgromadzenie Federalne - gremium składające się z 631 posłów do Bundestagu i takiej samej liczby elektorów wybieranych przez parlamenty 16 krajów związkowych. Wybory odbędą się 12 lutego 2017 roku.