Jeżeli mamy mieć demokratyczne państwo prawa, to żaden organ państwa, w tym i Trybunał Konstytucyjny nie może lekceważyć ustaw - powiedział w sobotę prezes PiS Jarosław Kaczyński na zjeździe warszawskiego okręgu tej partii.
Szef Prawa i Sprawiedliwości zabrał głos podczas sobotniego zjazdu warszawskich struktur partii.
Kaczyński przypomniał, że źródła PiS są w powstałym w 1990 roku Porozumieniu Centrum. "Mamy argumenty, musimy je znać, musimy znać historię naszego środowiska, musimy wiedzieć, że ono w bardzo wielu przypadkach, bardzo wielu sporach, które toczyły się w Polsce, miało ewidentną rację. I przychodziły takie momenty, że nawet nasi najzacieklejsi przeciwnicy, jak w czasie afery Rywina, musieli tę rację przyznać" - podkreślił prezes PiS.
Nawiązał do toczącego się obecnie sporu politycznego w Polsce. Wyraził pogląd, że pojęcia "demokratyczne państwo prawa" i "państwo prawa" to nie to samo. "W dokumentach, w szczególności tych unijnych, nie mówi się o demokratycznym państwie prawa, nie mówi się o naszej konstytucji. Mówi się o państwie prawa, a każdy kto zna historię, historię doktryn polityczno - prawnych, historie teorii prawa, a tak się zdarzyło, że kiedyś się tym zajmowałem, wie, że to nie znaczy to samo, to jest coś zupełnie różnego" - dowodził szef PiS. Według niego "państwo prawa nie musi być państwem demokratycznym". Jako przykład podał tzw. drugie Cesarstwo Niemieckie, które nie było państwem demokratycznym.
Podkreślił, że "regulacja naszego życia" należy do wybieranych przez suwerena, czyli naród - parlamentu i prezydenta. "Te dwa organy państwa odpowiadają za tworzenie prawa - tworzą prawo, tworzą ustawy, które regulują życie społeczne i życie publiczne" - powiedział Kaczyński.
Prezes PiS zwrócił w swym przemówieniu uwagę na konstytucyjne zasady: demokratycznego państwa prawa, podziału, ale i równowagi władz oraz legalizmu, która mówi, że wszystkie organy państwa podejmują decyzje na podstawie prawa, czyli - podkreślił Kaczyński - na podstawie ustaw.
"Jeżeli więc mamy mieć demokratyczne państwo prawa, to żaden organ państwa, w tym i Trybunał Konstytucyjny nie może lekceważyć ustaw. A przecież ten spór toczy się dzisiaj o to, iż Trybunał, a może dokładniej jego prezes uznał, że ustawa z grudnia zeszłego roku, ustawa bezpośrednio legitymizowana, jakby ustawa wykonawcza w stosunku do konstytucji, do art. 197, w gruncie rzeczy nie obowiązuje. Można ją uchylić bez żadnej procedury, można powiedzieć, że jej po prostu nie ma" - powiedział prezes PiS.
Jego zdaniem w tym momencie została złamana konstytucja i zasady demokratycznego państwa prawa. "Trybunał Konstytucyjny w tym momencie uznał się za suwerena, za kogoś, kto jest ponad innymi władzami i za instytucję, która w gruncie rzeczy może działać na zasadach arbitralnych" - powiedział Kaczyński. "To oni łamią konstytucję, to oni odrzucają tę formułę, która jest w art. 2 naszej konstytucji - demokratyczne państwo prawa" - podkreślił.
Lider PiS powiedział też, że jest także inny sens toczonego obecnie w Polsce sporu - kwestia równości praw obywateli, która jest zapisana w konstytucji. Jak tłumaczył Kaczyński, w wyborach z 4 czerwca 1989 r. przyjęto, że obywatele mają zróżnicowane prawa - uprzywilejowani byli członkowie PZPR, SD i ZSL, którzy mieli silniejsze bierne prawo wyborcze niż pozostała część społeczeństwa.
Uchwalenie w 1991 r. demokratycznej ordynacji wyborczej - zaznaczył Kaczyński - doprowadziło do utworzenia rządu Jana Olszewskiego. "I co się stało proszę państwa? Otóż wybuchła rebelia. Rebelia, tak, rebelia, nie zwykła działalność opozycji" - powiedział prezes PiS. Jak dodał, kolejna rebelia wybuchła po zwycięstwie wyborczym PiS w 2005 r. "No i mamy czas obecny, mamy ponowne dojście do władzy, (...) władzę tych, którzy chcą zmian, chcą, żeby Polska wyglądała inaczej. I znów, szanowni państwo, mamy rebelię" - powiedział Kaczyński.
"Gdybyśmy ten spór przegrali, gdybyśmy ustąpili, to byśmy przyznali, że reprezentujemy tę wielką część społeczeństwa, która w Polsce chce zmian, a która tak naprawdę w tym realnym ustroju nie ma praw. Na to nie ma zgody" - podkreślił.
Prezes PiS przekonywał, że "Polacy mają prawo do zmiany, do naprawy Rzeczypospolitej". "Mają prawo do budowy jej nowego, lepszego, korzystniejszego dla zdecydowanej większości Polaków, kształtu i my z tego prawa nie ustąpimy" - zadeklarował.
Wyraził pogląd, że od 20. paru lat w polskim życiu publicznym funkcjonuje fakt, który sprowadza się do tego, że "ma być tak jak było". "Nic nie ma się zmienić. Wszystko, jeżeli chodzi o realne stosunki społeczne ma pozostać na swoim miejscu. Na to nie ma zgody" - oświadczył.
Prezes PiS odniósł się także w swoim wystąpieniu do zmian w Trybunale Konstytucyjnym dokonanych pod koniec kadencji rządu Platformy Obywatelskiej. W jego ocenie ustawa, która umożliwiła wybór sędziów TK na miejsca, które zwalniały się dopiero po wyborach parlamentarnych była "w całkowitej sprzeczności z logiką Konstytucji i z logiką ustawy". "I w ramach tej poprzedniej ustawy, przed poprawką czerwcową było to w praktyce niewykonalne, w stosunku powtarzam nie do dwóch, ale wszystkich pięciu sędziów" - powiedział.
Zdaniem Kaczyńskiego ówczesnej władzy chodziło o to, żeby zablokować dokonanie zmian w Polsce oraz żeby nie dało się dokonać naprawy Rzeczypospolitej. "Tą przeszkodą, tym murem nie do przeskoczenia, miał być Trybunał Konstytucyjny" podkreślił. Jak zaznaczył, to jest też sens sporu, który dzieli Polskę.