Najwyraźniej feministki nie są w stanie obskoczyć odpowiedniej liczby kościołów.
02.06.2016 15:06 GOSC.PL
„Gazeta Wyborcza” w ramach swojej codziennej troski o Kościół katolicki, zaserwowała czytelnikom w czwartek spory tekst pt. „Siewca złej nowiny”. Nad łódzkim arcybiskupem Markiem Jędraszewskim pochylili się gazetowi specjaliści od takich rzeczy Jarosław Makowski i Kazimierz Bem („pastor ewangelicko-reformowany w USA” – jak piszą w gazecie). Nowina, jaką sieje hierarcha, jest zła, bo – jak wynika z tekstu – nie jest zgodna z linią programową gazety. Na przykład abp Jędraszewski, ach, ach, nie kontynuuje kilkunastoletniej tradycji Ekumenicznej Drogi Krzyżowej w Wielki Piątek. I zamiast tego jest, ach, ach, zwykła Droga Krzyżowa. Albo w Pabianicach arcybiskup, zwracając się do uczniów, „bohatersko walczył z ideologią gender”. A cóż takiego powiedział? A to: „Gender to modna ideologia, która przez poprawność polityczną staje się obowiązującą doktryną”. Straszne, prawda? Jeszcze się dzieci przez niego nie określą płciowo i będą miały traumę na całe życie, na przykład tkwiąc w opresyjnych związkach damsko-męskich.
Poza tym arcybiskup jest zły, bo „stał się wyznawcą teorii zamachu smoleńskiego”, co w 5 rocznicę tragedii potwierdził zdaniem: „Prawda z trudem przebija się przez zasieki kłamstw, które od samego początku były podawane do publicznej wiadomości”.
I tak dalej. Generalnie zarzuty stawiane arcybiskupowi sprowadzają się do tego, że swych wypowiedzi nie konsultuje z Adamem Michnikiem, że rządzi diecezją i ośmiela się podejmować decyzje duszpasterskie.
Podobne teksty o Kościele lecą w „Wyborczej” niemal codziennie, więc nie warto się nimi zajmować. Jeśli jednak podjąłem ten temat, to z powodu końcówki artykułu, w której autorzy zastanawiają się: „Cóż zatem, jako ludzie wierzący, czy raczej jako ludzie przyzwoici, mamy począć?”. No bo „hierarchowie wciąż cieszą się dużym szacunkiem” – zauważają problem panowie. I ubolewają: „Nawet jeśli myślimy: »arcybiskup opowiada głupoty«, to znosimy je w milczeniu. A może powinniśmy się zapytać: czy milcząc, nie akceptujemy złej nowiny, którą rozsiewa arcybiskup Łodzi? Czy nie powinniśmy raczej wychodzić z mszy, gdy dla kaznodziei ważniejsza staje się polityka?”.
Znamienne jest szczególnie to ostatnie zdanie. Oto dwaj panowie, z których przynajmniej jeden na pewno do katolickiego kościoła nie chodzi, wzywają katolików do wychodzenia z tegoż kościoła. Najwyraźniej feministki nie są w stanie obskoczyć odpowiedniej liczby kościołów, więc „Wyborcza” do ostentacyjnego wychodzenia ze Mszy próbuje skłonić jej prawdziwych uczestników.
I to jest grubszy skandal, bo tu nie chodzi o żaden wiec i nawet nie o nabożeństwo, tylko o najświętszą czynność, jaką Kościół może wykonywać. Msza, panie pastor, to nie jest miejsce na happeningi, ustawki, performance i protesty, to jest ofiara Jezusa Chrystusa. Sprawują ją kapłani i to oni decydują, co i jak się w jej trakcie dzieje, a nie publicyści obsesyjnie antychrześcijańskiego medium. Jeśli się komuś coś na Mszy nie podoba, może to potem zgłosić, ale nikomu nie wolno zakłócać jej przebiegu.
To, że Salon gorąco chce wejść ze swoimi KODziarskimi metodami urabiania opinii społecznej nawet do kościołów, nie oznacza, że mamy się na to godzić. Ale co w takiej sytuacji mamy zrobić? Ano, to samo, co wcześniej, czyli wielbić Boga, dołączając modlitwę za tych nieszczęsnych happenerów. To zadziała na pewno.
Franciszek Kucharczak