O świętości prymasa Stefana Wyszyńskiego nie świadczą jego historyczne czyny, choć w nich także, jak w codzienności, ona się wyrażała.
Mija właśnie 35 lat od śmierci kard. Stefana Wyszyńskiego. Od 27 lat trwa jego proces beatyfikacyjny. Obecnie jest na dobrym etapie, który daje nadzieję, że w niedługim czasie prymas zostanie ogłoszony błogosławionym. 35 lat to wystarczająco długi okres, by zobaczyć postać w całej pełni, bez emocji, pojawiających się zawsze, gdy rzecz dotyczy osoby wybitnej, przed którą Bóg postawił wielkie zadania. Przyznaję, że im dłużej zajmuję się postacią prymasa, tym silniej jestem przekonana, że zasługuje on na beatyfikację. Myślę też, że jako patron jest dzisiaj Polsce bardzo potrzebny. Potrzebny jako punkt odniesienia w przeżywaniu wolności indywidualnej, ale także społecznej i narodowej, o którą przez ponad 30 lat zabiegał; w rozeznawaniu, co składa się na naszą tożsamość. Oczywiście przekonanie czy kult, jakkolwiek byłby on szeroki społecznie, nie zdecyduje o wyniesieniu na ołtarze, dopóki nie zostaną spełnione wszystkie procedury beatyfikacyjne – z najważniejszym: uznaniem cudu, który dla nas, śmiertelników, jest znakiem nieba, potwierdzającym świętość sługi Bożego.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Ewa K. Czaczkowska