Małe rozmiary ludzkich szczątków wydobytych do tej pory z miejsca katastrofy samolotu linii EgyptAir wskazują, że na pokładzie maszyny mogło dojść do wybuchu - poinformowała we wtorek agencja Associated Press, powołując się na anonimowego egipskiego eksperta.
"Rozmiary szczątków wskazują, że doszło do eksplozji ponieważ największy z nich jest wielkości dłoni" - oświadczył przedstawiciel zespołu ekspertów z dziedziny medycyny sądowej.
Rozmówca agencji AP dodał, że badaniu poddano 80 próbek, które dostarczono do Kairu. Zwrócił uwagę, że są one małe i nie stanowią całości żadnego z ludzkich organów. Przedstawiciel zespołu ekspertów ds. medycyny sądowej powiedział też, że na razie najbardziej "logicznym wyjaśnieniem jest to, że (na pokładzie) doszło do wybuchu".
Agencja Reutera podkreśla jednak, że do tej pory nie odnaleziono żadnych dowodów na obecność w samolocie materiałów wybuchowych. Cytuje także innego przedstawiciela egipskich władz śledczych, który zwraca uwagę, że na razie jest za wcześnie aby przesądzać, czy w samolocie doszło do eksplozji.
W piątek natrafiono na fragmenty egipskiego samolotu Airbus A320, który w czwartek runął do Morza Śródziemnego lecąc z Paryża do Kairu - informowały władze Grecji i Egiptu. Egipskie ekipy poszukiwawcze natrafiły w odległości ok. 290 km na północ od Aleksandrii m.in. na fotele lotnicze i bagaż. Odnaleziono też fragmenty ciał - informował rzecznik sił zbrojnych Egiptu.
Airbus A320 linii EgyptAir wykonujący rejs MS804 wystartował o godz. 23.09 w środę z lotniska Roissy-Charles de Gaulle w Paryżu i zgodnie z planem miał wylądować w Kairze w czwartek o godz. 3.15. O godz. 2.30 samolot zniknął z ekranów radarów.
Na pokładzie airbusa znajdowało się 66 osób: 56 pasażerów, w tym troje dzieci, a także siedmiu członków załogi i trzej przedstawiciele przewoźnika odpowiedzialni za bezpieczeństwo.