Maria Czubaszek, znana pisarka i satyryk, nie żyje. Teraz to już bez znaczenia, że znana, że satyryk i że pisarka. Znaczenie ma to, czy przyjmie Boże miłosierdzie.
13.05.2016 13:20 GOSC.PL
Pamiętam Marię Czubaszek z dawnych lat. Lubiłem jej emitowane w radiowej Trójce monologi. Podobał mi się jej zjadliwy humor i bawiła mnie słowna ekwilibrystyka. Nie miałem pojęcia, że ta kobieta nosi w sobie ciężki problem. Dowiedziałem się o tym cztery lata temu, gdy pani Czubaszek publicznie oświadczyła, że nie ma dzieci, bo ich nie cierpi. Po chwili jednak okazało się, że ma dzieci, tylko one nie żyją, bo ich mama dwa razy „usunęła ciążę”. „Boże, jak to cudownie, że ja to zrobiłam” – cieszyła się do mikrofonu, zapewniając, że nie odczuwa żadnej traumy.
Pomyślałem sobie wtedy, że ta kobieta pomyliła skutek z przyczyną. Bo ona kochałaby swoje dzieci, gdyby ich nie zabiła. Trauma się pojawiła, ale w postaci zupełnie nienaturalnej u kobiety odrazy do dzieci. Bo bywa tak, że jak się dzieci z własnego wyboru nie donosi, to się ich potem nie znosi.
Dumna deklaracja o dwukrotnej aborcji zwabiła lobby aborcyjne, które rzuciło się na Marię Czubaszek jak na świeżą zdobycz, wyjątkowo przydatną w walce o możliwość nieskrępowanego zabijania dzieci. I ona tę rolę przyjęła, stając się sztandarem feministek w walce o „prawo” kobiet do niszczenia największej łaski, jaką człowiek może na tym świecie otrzymać. Ot, jak jej feministki „pomogły”.
Śmierć brutalnie weryfikuje wartość takich rzeczy. Dziś, gdy Maria Czubaszek stoi przed Bogiem, jej „dokonania” na niwie „emancypacji”, ani jej ideowe zaplecze nie mogą jej w niczym pomóc. Na nic jej „minuty ciszy” i kwieciste przemowy. Ona potrzebuje Bożego miłosierdzia. Bóg jej go nie odmówi, bo nie odmawia go nikomu – ona jednak musi je przyjąć.
Św. Faustyna opisała w „Dzienniczku” wysiłki, jakie Jezus czyni wobec duszy pogrążonej w rozpaczy. „Nie ma już dla mnie miłosierdzia” – mówi taka dusza, ale Jezus nie rezygnuje. „Duszo w ciemnościach pogrążona, nie rozpaczaj, nie wszystko jeszcze stracone, wejdź w rozmowę z Bogiem swoim, który jest Miłością i Miłosierdziem samym” – wzywa. Ostatecznie sam człowiek zdecyduje, czy przyjmie ocalenie na wieczność, czy pogrąży się w wiecznej ciemności. To jednak może zależeć od tego, czy się ludzie za taką osobę modlą.
Maria Czubaszek zmarła w dobrym momencie. Rok Miłosierdzia to dobry rok na umieranie. Wigilia dnia fatimskiego – gdy zmarła nasza siostra Maria – to też dobra chwila. To w Fatimie Maryja przypomniała światu potrzebę modlitwy i pokuty, zwłaszcza za tych, którzy szczególnie potrzebują Bożego miłosierdzia. W sumie to każdego dotyczy.
Ojcze Przedwieczny, miej miłosierdzie dla nas i dla Marii Czubaszek. I dla całego świata.
Franciszek Kucharczak