Pozostał po nich cmentarz, kilka zrekonstruowanych budynków i strzępy opowieści. W mieście nadal czuć ich obecność: z głośników sączy się muzyka klezmerska, a na Małym Rynku można kupić portret Żyda z pieniążkiem. Na szczęście.
Tak wspominał atmosferę Dużego Rynku lat 20. Konrad Bielski: „Szczupli, brodaci Żydzi zaczepiali przechodniów, prawie przemocą wciągali do sklepów i tam wykładali na ladę cały towar, zachwalając go cudną śpiewną mową, jakąś niebywałą mieszaniną wschodu i zachodu: pieśni Hafiza i baroku pana Paska”. Tamtego miasta już nie ma. Żydów zastąpiły namawiające do wróżb Cyganki oraz zabawiający przechodniów artyści. Rynek stracił funkcję typowo handlową, a głównym źródłem utrzymania mieszkańców tego zaledwie 5-tysięcznego miasteczka stała się turystyka. W weekend majowy tłok jest niesamowity: małżeństwa z dziećmi, studenci i emeryci walczą o miejsca w ciasnych knajpkach. Siedzący na murku gitarzysta gra „Black Magic Woman”, a parę metrów dalej klown misternie tworzy z baloników jednorożca dla nieśmiałej dziewczynki. Co jakiś czas przejeżdża dorożka, a z górującego nad rynkiem kościoła farnego wychodzi właśnie para nowożeńców. Wokół podniszczone renesansowe kamienice. Wkrótce zobaczymy je na zdjęciach w budynku dawnej synagogi. Widać na nich nastoletnich żydowskich chłopców. Ich krewni cały czas przyjeżdżają tutaj zobaczyć miasto swoich przodków.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Maciej Kalbarczyk