– Dzieje Apostolskie dzieją się na naszych oczach mówi Dorota Abdelmoula, rzeczniczka Światowych Dni Młodzieży.
Marcin Jakimowicz: Czy Pani Rzecznik spała dziś w nocy?
Dorota Abdelmoula: Tak. Ale nie ukrywam: śniły mi się Światowe Dni Młodzieży.
Nie wierzę
Naprawdę! Jak się czymś żyje, to totalnie, na maksa. To nie jest praca „od–do”. To trochę jak wyjazd na misje. Angażujesz się na całego.
Co spędza sen z powiek rzeczniczce największej imprezy w historii Rzeczypospolitej?
Nic. Wierzę, że wszystko jest pod kontrolą. Bóg wszystkim kieruje; ostatecznie to Jego dzieło. Zastanawiam się często, jakie będą owoce tej gigantycznej modlitwy. Mówię otwarcie, nie owijając w bawełnę: to będzie czas ogromnej przemiany w Kościele. Nie boję się wysnuwać takich wniosków, bo na co dzień widzę, jak ta przemiana już się dokonuje. Oddolnie. Wśród młodych.
A jaka przemiana dokonała się w Tobie? Młoda dziennikarka, pilotka zagranicznych wycieczek rzuca wszystko, by od świtu do nocy przygotowywać spotkania młodych.
Ja po prostu zauważyłam, że ŚDM to serce Kościoła. I Kościół, i Boga poznaje się w relacji. A pracując tutaj, nieustannie spotykam ludzi Kościoła, którzy opowiadają mi o swojej relacji, doświadczeniu, odkrywaniu Boga. ŚDM to dni, w czasie których Kościół słucha młodych. A ci – zapewniam – mają wiele do powiedzenia. Przyjeżdżają z całego świata, przywożąc swą wiarę, wątpliwości, intuicje.
„Strach przed zamachem” - te słowa padają w mediach coraz częściej. Co odpowiadasz?
To samo, co przed chwilą. Że wszystko jest w ręku Boga, a to najbezpieczniejsze ręce na świecie. Patrząc po ludzku: nawet apostołowie się bali. Ale na ŚDM nie należy patrzeć po ludzku. Pan Bóg tego dzieła z rąk nie wypuści. Jestem o tym przekonana. Patrząc po ludzku, czasem lepiej nie wychodzić z domu, nie wsiadać do metra, nie przechodzić przez ulicę. A nuż wpadniesz pod tramwaj? Strach nie jest dobrym doradcą. Robimy to, do czego wzywał św. Ignacy: ufamy tak, jakby wszystko zależało od Boga, i robimy wszystko, co w naszej mocy, jakby zależało to od nas. To wydarzenie jest wymyślone przez „górę”. Gdy na stadionie w Poznaniu będą trwały uroczystości związane z 1050. rocznicą chrztu Polski, będzie dokładnie 100 dni do ŚDM
Dotychczas największym „zbiegiem okoliczności” w historii Polski była Msza papieska 18 sierpnia 2002 roku na krakowskich Błoniach. Uczestniczyło w niej około 2,5 mln ludzi. Lubisz tłumy? Czy jesteś jak pan Zagłoba?
Nie lubię.
To jak odnalazłaś się w morzu 4,2 mln ludzi na plaży Copacabana?
Może zabrzmi to paradoksalnie, ale w czasie modlitwy nie czujesz tego, że stoisz w tłumie. Na Copacabana w czasie adoracji patrzyłam na ludzi ze zwyżki dla dziennikarzy. Nie widziałam tłumu. Widziałam poszczególne, skupione, zatopione w modlitwie twarze. To fenomen. Gdy po Mszy Posłania Polacy wpadli przed ołtarz i w kotłowaninie zaczęli wiwatować, nagle znalazłam księdza, którego szukałam od dwóch tygodni. (śmiech) Podszedł do mnie i powiedział, że widocznie miał mnie spotkać, bo ma dla mnie ważny adres i telefon.
Pamiętam moje pierwsze spotkanie młodych. Madryt. Wylądowaliśmy z pięcioma tysiącami wolontariuszy w potężnej sali. Spaliśmy na betonie. Wtedy pomyślałam: „Jak ważne musi być to spotkanie, skoro taki tłum nocuje w takich warunkach. Co ich tu przyciągnęło?”. Za każdym człowiekiem stała inna historia, inne świadectwo, motywacja. Przyjechał ksiądz z Portugalii, zobaczył tłum wolontariuszy bez kapelana i został już z nami. Do końca rozmawiał, towarzyszył ludziom, spowiadał. W Rio dostałam nocleg na Copacabanie. Myślałam, że będą luksusy, marmury, tarasy z widokiem na plażę, a trafiłam do kobiety na wózku, która nie mogła chodzić. Tuż pod jej oknem były sektory. Pewnego dnia powiedziała mi wprost: „Dzięki tobie spotkanie młodzieży przyszło do mojego domu i mam doświadczenie Kościoła powszechnego”. Następnego dnia przyszła do niej jej córka i zapytała: „Skąd można jeszcze wziąć pielgrzymów do domu? Wszystkie koleżanki w urzędzie o niczym innym nie mówią, tylko o tym, że też chcą kogoś przyjąć”. Spotkania ŚDM są zaproszeniem do tego, by przestać być anonimowym. To dotyczy i uczestników, i pasterzy (biskupi głoszą młodym katechezy, jedzą z nimi, bawią się, siedzą na krawężniku i rozmawiają).
Można zabukować jeszcze jakiś hotel na lipiec w Krakowie?
Z dnia na dzień jest o to coraz trudniej. Zainteresowanie ŚDM jest ogromne. Spodziewamy się około 600 tys. zarejestrowanych, z czego około 350 tys. weźmie nocleg od nas. Mamy już przygotowanych około 300 tysięcy miejsc (i w rodzinach, i miejscach zbiorowych noclegów: sale gimnastyczne, hale).
Kto wybiera hotele?
Amerykanie, Kanadyjczycy, Australijczycy. Oni lubią taki standard. Bardzo zależy nam na tym, by jak najwięcej ludzi nocowało w rodzinach.
„A co ja z tego będę miał?” kalkuluje Kowalski. I zastanawia się: „Przyjąć? Nie przyjąć?”.
No pewnie, że przyjąć! Co będzie z tego miał? Doświadczenie żywego Kościoła. To, że ktoś z drugiego końca świata (już przed rokiem była u nas ekipa z Wysp Wielkanocnych) czy z drugiego końca Polski wyjdzie z dobrym obrazem Krakowa czy jakiegoś miasteczka Małopolski. Że zobaczy, iż polska gościnność nie jest mitem. Powiem szczerze: o mieszkańcach Madrytu nie potrafię powiedzieć nic. Spałam w gigantycznej hali. Mogę powiedzieć to, co wyczytałam z twarzy kelnerów w knajpach czy demonstrantów przeciwko rządowi Zapatero. Nic więcej. A w Rio poznałam rodzinę od kuchni, dosłownie. To stworzyło taką więź, o jakiej nie da się opowiedzieć. Nie chodzi o to, by nagle gospodarze zaczęli odmawiać z młodymi brewiarz, śpiewać pieśni wielbienia i głosić im katechezy. Nie. Oni mają pozostać sobą, przyjąć gości i czekać. Resztę zrobi Pan Bóg.
Piotr Kuryło, człowiek, który obiegł świat dokoła, opowiadał, że w najbiedniejszych regionach zawsze otrzymywał szklankę wody, jedzenie, nocleg. W dzielnicach luksusu spotykał pozamykane na cztery spusty domy, bramki. Im bogatsze społeczeństwo, tym większa znieczulica?
Im bardziej świadome społeczeństwo, tym ta znieczulica jest mniejsza. Problem polega na tym, że nie wiemy, o co chodzi w ŚDM. Jeśli sprowadzimy to do logistyki i trzech metrów kwadratowych na łebka, to nie zrozumiemy, że chodzi o spotkanie, relację, więź. To – nie przesadzam – Dzieje Apostolskie, które dzieją się na naszych oczach. Gdy w Rio trafiłam na trasę przejazdu papieża, widziałam ludzi, którzy cisnęli się, by go ujrzeć. Wdrapywali się na płoty i drzewa. Przypominało mi to sceny z Dziejów Apostolskich, gdzie tłum zewsząd pchał się, by znaleźć się w cieniu przechodzącego Piotra. ŚDM to kolejny rozdział historii Kościoła, który rozegra się na naszych oczach. Czy to jest spektakularne? Oczywiście. Pan Bóg jest spektakularny. To przecież On pociąga tych ludzi.
Słyszysz już nagonkę i lawinę histerycznych pytań w stylu: „A kto za to zapłaci?”?
Oczywiście, że słyszę. Odpowiadam, że ŚDM w dużej mierze finansuje się samo (składki pochodzą z wykupienia pakietu pielgrzyma) i jest nie tylko wydarzeniem duchowym, ale również gigantyczną akcją promocyjną. Jeśli ktoś zadaje mi takie pytanie, odpowiadam: „Dlaczego nie myślisz o tym w kategoriach wielkiej inwestycji?”.
Z danych Hiszpańskiej Izby Turystyki wynikało, że ŚDM w Madrycie nic nie kosztowało podatnika, a gospodarce przyniosło ok. 100 mln euro dochodu. Co więcej, większość uczestników spotkania w Madrycie deklarowała, że niebawem wróci do stolicy Hiszpanii w celach turystycznych. Czy to nie jest gigantyczna akcja promocyjna? Ile zarobią restauracje, sklepy, hotele Nie wiem, czy można sobie wyobrazić lepszą promocję dla kraju. Ojciec Święty w prime time mówi w telewizji: „Jadę do Polski. Jedźcie za mną”, a potem powtarza to wielokrotnie, na przykład w czasie Niedzieli Palmowej. Dziesiątki tysięcy młodych pracują od miesięcy, promując w internecie ŚDM i Polskę.
Wróćmy do wątku duchowego. Jezus powiedział: „Gdzie dwóch lub trzech zgromadzi się w imię moje...”. I nie myślał o milionach
A tu ogromny tłum urządzi szturm do nieba. Czy taka modlitwa może pozostać bez owoców? Nie.
Żydzi mówią: ziemia, na której się modlisz, staje się święta.
Więc uczestnicy ŚDM pozostawią świętą ziemię. Błogosławieństwo pozostanie. Pan Bóg niczego nie pozostawia bez echa. Z samej Brazylii przyjedzie aż 14 tysięcy ludzi. Już teraz wśród wolontariuszy jest najwięcej Brazylijczyków. Mamy małżeństwo, które zamiast w podróż poślubną przyjechało do Polski przygotowywać ŚDM. Przyjedzie do 120 tysięcy Włochów, około 60 tysięcy Francuzów, będą goście z Azji
Znajomi po powrocie z Korei Południowej byli pod ogromnym wrażeniem eksplozji chrześcijaństwa w tym kraju. To młodziutki Kościół. Jedną piątą katolików stanowią dwudziestoletni mężczyźni, a ponad połowa kapłanów nie przekroczyła 50. roku życia.
W Korei jak na dłoni widać owoce wizyty Ojca Świętego. Oni cały czas tym żyją. Często słyszę, jak dynamiczny jest Kościół w tym azjatyckim kraju. Nad Wisłę przyleci około 2 tysięcy Koreańczyków. Będą ludzie z Palestyny, Syrii, Iraku. Dzięki akcji „Bilet dla brata” przyjadą młodzi ze Wschodu. Z Ukrainy będzie mnóstwo grekokatolików, przygotowujemy dla nich oddzielne konferencje, szyjemy ornaty.
Papież porwie młodych? Tak jak w Rio?
Wierzę, że tak. Młodzi lubią konkrety. A on w Rio mówił: przekuwaj wiarę, pasję w konkretne działania. I tak się stało. W Polsce powstało wśród młodych tyle projektów miłosierdzia, że mogłabym opowiadać o nich do znudzenia. Po drugie papież prosił młodych: „zróbcie raban”. To zostało znakomicie przetłumaczone na polski. Młodzi podjęli to wyzwanie. Trzecia rzecz: na każdym kroku Franciszek zachęcał do budowania osobistej relacji z Bogiem. Często odwoływał się do swojej historii, do konkretnych sytuacji z życia. Mówił prostym językiem, opowiadał, kim dla niego jest Pan Jezus. A to młodych pociąga...
Marcin Jakimowicz