Trwa kontrofensywa bolszewików w 1920 roku. Z Mińska uciekają Polacy. Na dworcu drobny ksiądz w sutannie pomaga wnosić im do pociągu bagaże. Niektórzy zerkają na niego ze zdziwieniem. To miński biskup Zygmunt Łoziński.
Choć zmarł w 1932 r., pamięć o nim jest do dziś bardzo żywa. Noszę nazwisko Łoziński i często starsi ludzie pytali mnie, czy pochodzę z rodziny bp. Łozińskiego. Gdy potwierdzałem, opowiadali o nim z wielką czcią, ale jednocześnie jak o kimś bardzo bliskim. Przytaczali różne anegdoty z jego życia, opowieści o łaskach uzyskanych za jego pośrednictwem. Kto się z nim zetknął, nie ma wątpliwości, że był świętym człowiekiem. Zresztą jego proces beatyfikacyjny został zakończony. W 1993 r. ogłoszono dekret o heroiczności cnót, do wyniesienia go na ołtarze wymagany jest jeszcze cud.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Bogumił Łoziński