W Czarnobylu stracili zdrowie. Do akcji weszli zaraz po katastrofie. Spędzili tam kilka miesięcy. Dziś są inwalidami. Mówią, że gdyby było trzeba, wróciliby tam nawet bez rozkazu.
Wroku 1986 Ilia Muntian, Nikołaj Chmil, Iwan Ponig i Julian Wawrycz byli młodymi milicjantami w Czerniowcach. Pierwszy o katastrofie w Czarnobylu dowiedział się Julian, który ma polskie korzenie i kiedy był zasięg, słuchał polskiego radia. – Polskiej audycji zawdzięczam to, że wcześniej niż inni poznałem prawdę – wspomina Julian. – Bo radziecka władza przez pierwsze dni udawała, że nic się nie stało. U nas na komendzie powiedzieli pod koniec kwietnia, że szukają ochotników w wieku powyżej 35 lat na wyjazd na jakąś akcję aż za Kijów. Nie powiedzieli, o co chodzi, ale ja się domyśliłem. Zgłosiło się kilku. Ja byłem za młody, więc się nie pchałem. Tych starszych ochotników było jednak za mało. Pod koniec maja przyszedł rozkaz, że potrzeba więcej ludzi. 29 maja byłem już pod Czarnobylem. Wyjechałem stamtąd dopiero, pamiętam jak dziś, 30 grudnia roku 1986 – opowiada Julian. – Prosto do szpitala, na 21 dni.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Grażyna Myślińska