Co najmniej 16 osób zostało poszkodowanych w wyniku eksplozji bomby, do której doszło w poniedziałek w autobusie w Jerozolimie - poinformowały źródła policyjne i medyczne. Zarówno służby bezpieczeństwa, jak i władze miasta przyznają, że doszło do zamachu.
Burmistrz Jerozolimy Nir Barkat podkreślił, że doszło do eksplozji bomby. Wcześniej mówiła o tym jego rzeczniczka Brachie Sprung.
"Była mała, ale zdecydowanie była to bomba" - mówiła Sprung.
Informacje władz miasta potwierdzają także źródła policyjne i służby specjalne Szin Bet.
Służby bezpieczeństwa podkreślają, że ofiary stanowią pasażerowie autobusu. Wcześniej policja informowała, że podczas eksplozji pojazd był pusty, jednak zweryfikowała to doniesienie.
"Z dochodzenia prowadzonego przez policyjnych saperów wynika, że do wybuchu bomby doszło z tyłu autobusu, co spowodowało rany wśród pasażerów, a następnie pojazd zaczął się palić. Ogień przeniósł się na stojący w pobliżu autobus i samochód osobowy" - relacjonuje policja cytowana przez dziennik "Haarec" na stronie internetowej.
Na miejsce zamachu wysłano służby ratunkowe, a także oddziały policji.
"Ustalamy, kto podłożył bombę i jakie było jej źródło. Nie otrzymaliśmy żadnego ostrzeżenia o podłożeniu materiału wybuchowego. Badamy wszystkie możliwości" - podkreślił przedstawiciel jerozolimskiej policji.
Według źródeł medycznych, na które powołuje się "Haarec", część z poszkodowanych została poparzona.
"Piętnaście osób leżało na ziemi z poparzeniami i krwawiącymi ranami" - mówił przedstawiciel służb ratunkowych. Dwie osoby są w stanie ciężkim, sześć osób odniosło umiarkowane obrażenia. Wszystkich poszkodowanych odwieziono do okolicznych szpitali.