Krzyż w Bejrucie to znak wiary, ale i symbol tożsamości oraz... terytorium. Jest wyraźną informacją: jesteś u chrześcijan. Tu jest nasz świat. Będziemy go bronić. I tylko przed krzyżem klękniemy. Wolimy zginąć, niż stracić wiarę.
Nie klękam przed nikim ani niczym, tylko przed krzyżem. Tak brzmi napis na jednym z wiaduktów w centrum Bejrutu. Krzyże są tu wszechobecne. Przymocowane do ścian domów, wiszące nad skrzyżowaniami, wystające z balkonów. Drewniane, żelazne, czasem plastikowe bądź ułożone z neonów, które migają nocą. Albo zawieszone nad ulicznymi skrzyżowaniami. Jak ten uwięziony w gęstej plątaninie kabli elektrycznych, przywodzącej na myśl czarną pajęczynę, nad ruchliwym skrzyżowaniem ulic w jednej z biedniejszych dzielnic libańskiej stolicy. Na belce widać wydrapany napis: „żołnierze Chrystusa”. Kilkadziesiąt lat temu w Libanie wybuchła okrutna wojna domowa, w dużym uproszczeniu – między muzułmanami a chrześcijanami. Obie strony popełniały zbrodnie. Za swoją wiarę, za krzyż zginęły tysiące Libańczyków. Dziś to Liban gości tych, którzy są prześladowani.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Dawid Wildstein