Ataki na świątynie oglądaliśmy w relacjach z Argentyny czy Francji, jednak w naszym kraju do niedawna wydawało się to niemożliwe.
05.04.2016 12:08 GOSC.PL
W Szwecji powstał kiedyś odłam feministek walczących z pornografią. Niektórych to dziwiło – jak to, lewackie aktywistki organizują akcje, podczas których mogłyby iść ramię w ramię z działaczami katolickimi? A jednak w porównaniu z konserwatyzmem polskich feministek Szwedki to małe miki. Polskie feministki chodzą do kościoła. Przynajmniej czasem, np. w Niedzielę Miłosierdzia. Jako że wiara rozwija się we wspólnocie, skrzykują się w internecie i chodzą grupowo. Nie siedzą cicho w ławkach, jak letni katolicy, którzy „słuchają mszy świętej”, tylko aktywnie i głośno biorą udział w nabożeństwie. W dodatku ten akt wiary ma charakter publiczny. Polskie feministki dbają o to, by ich obecność w kościele została zauważona przez media, i to nawet te zagraniczne! Niektóre panie wręcz zapowiadają, że specjalnie założą obcasy, żeby było słychać, że idą przez środek świątyni. Uderza przy tym pokora kobiet, które nie chcą występować jako osoby publiczne, ale jako skromni parafianie, jakich na mszy wielu. Nie chwalą się ani przynależnością do partii, ani pracą w koncernie medialnym.
Dobra, prima aprilis był już kilka dni temu. Mówiąc serio, podczas ustawki w kościele św. Anny proaborcyjne działaczki przekroczyły kolejną granicę. Miewaliśmy już w Polsce zakłócanie wykładu o gender czy agresję wobec ludzi modlących się na ulicy, ale dotychczas nie zdarzyło się chyba, żeby ktoś przeprowadził taką akcję w kościele. Ataki na świątynie oglądaliśmy np. w relacjach z argentyńskiego San Juan, gdzie już kilka razy tłum feministek atakował katedrę, próbując ją podpalić czy z Francji, gdzie półnagie działaczki Femenu wdarły się katedry Notre Dame. Jednak w naszym kraju do niedawna wydawało się to niemożliwe.
Nie chcę przesadzać, bo do sytuacji Argentyny brakuje nam sporo. Ale nie chciałbym też, żeby niedzielna ustawka okazała się pierwszym krokiem w tym kierunku.
Jakub Jałowiczor