Prastare wieże i zagłębie truskawek. Templariusze i zakopany skarb. Pancernik, krokodyl i gigantyczny łyżwowy most Jagiełły. Zapierający dech w piersiach widok na królową polskich rzek i tętniące życiem Campo Bosco. Naprawdę lubię tu wracać.
– Ten kolos wymagał solidnego remontu – opowiada ks. Kawecki. – Gdy w pierwszym roku prowadzenia ośrodka EMAUS usłyszałem, że koszt będzie wynosił 15 milionów, pomyślałem: damy radę. Ludzie poklepywali mnie po ramieniu: znajdziesz fundusze z ministerstwa czy Unii Europejskiej. Gdy po roku słania projektów, pisania wniosków i całej tej papierkowej roboty miałem na koncie 20 tysięcy, usiadłem pod bazyliką i gorzko zapłakałem – śmieje się salezjanin. – Wiedziałem, że to przedsięwzięcie rozłoży mnie na łopatki. Kiedy nastąpił przełom? Na Campo Bosco. Rozmawiałem z jednym z chłopaków, który przyjeżdżał do nas od lat. Okazało się, że jego tata jest specjalistą w branży budowlanej. „Chętne wam pomogę” – powiedział i bez żadnej wstępnej kawki czy herbatki rzucił: „Pokażcie mi klasztor”. „To jest robota na 15, 20 lat” – orzekł po długim spacerze. „Nie znam w Polsce firmy, która mogłaby was wspomóc od razu, ale mogę wam podpowiedzieć, gdzie możecie po kolei uderzać”. I dzięki takim ludziom ruszyliśmy z miejsca. Małymi kroczkami. Nabrałem spokoju, przestałem się szarpać.
Remont powoli posuwa się naprzód. Powstała inicjatywa „Magiczny Czerwińsk”. Raz na jakiś czas spotykają się ludzie, dla których to miejsce jest ważne i chcą mu nieodpłatnie pomóc. Bo w tym miejscu, zaręczam, można się zakochać! Udało się nam wyremontować kilka pomieszczeń, stworzyć muzeum kard. Augusta Hlonda (salezjanina!), zrobić potężny dach dzięki pieniądzom z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, odnowić ciekawą wystawę misyjną (obok strojów z Meksyku, Ameryki Południowej czy Japonii zobaczymy wypchanego pancernika, piranie, krokodyla czy imponującą skórę węża). Wszystko zaczęło się układać. Koszt? Zawaliłem trochę na półtora roku świat kapłański – nie owija w bawełnę ks. Przemek. – Mogłem prędzej głosić rekolekcje o dachówkach, a nie Dobrą Nowinę. Ale to był potrzebny czas. Bóg upomniał się o Siebie. Dziś jestem spokojniejszy. Wiem, że to nie moje dzieło, i śpię normalnie po nocach.
Widzę, jak bardzo wspólnota braci ratuje mnie przed tą całą budowlaną gonitwą. Jest nas 11. Mam świetnych współbraci. Z Jackiem Szewczykiem i Piotrkiem Wyszyńskim ogarniamy na co dzień prowadzenie ośrodka EMAUS, w którym młody człowiek może otrzymać pomoc duszpasterską. Pozostali współbracia dbają o sanktuarium i pracę parafialną. Codziennie otwarte jest oratorium – klub dla młodzieży, gdzie wolny czas spędza około 30 osób. Co roku animujemy Campo Bosco. Prowadzimy rekolekcje, spotkania powołaniowe ProVOCATIO. Co nas ratuje przed wypaleniem, przed staniem się „kierownikami budowy”? Niemal w każdą sobotę z różnymi grupami, które tu przyjeżdżają, w kaplicy uwielbiamy Boga. Mierzymy się ze Słowem. Bardzo dużo spowiadamy. To naprawdę ratuje mi kapłańską skórę.
Relacja, głupcze!
Z kaplicy słychać gromki śpiew. Sami faceci. Śpiewają o Janie Bosco. Kilkudziesięciu chłopaków z prowadzonego przez salezjanów ośrodka wychowawczego w Różanymstoku właśnie kończy rekolekcje. Na korytarzu rozmawiają o ostatnich meczach Jagi i Legii. Czują się tu jak u siebie. – Nie chodzi nam o to, by zafundować im fascynującą opowieść o Jezusie – opowiadają salezjanie. – Chcemy dać im szansę spotkania z Nim, przylgnięcia do Niego, zawiązania relacji.
– Bardzo przekonała mnie opowieść znajomego chłopaka – opowiada ks. Kawecki. „Chodziłem na religię po to, by robić sobie jaja z katechety. Szydziłem, zakładałem koszulki z odwróconymi krzyżami. Podobnie jak ja zachowywała się cała klasa. Poza piątką dziewczyn, które siedziały w pierwszych ławkach”. Latem chłopak pojechał na rekolekcje i po raz pierwszy w życiu doświadczył spotkania żywego Boga. We wrześniu wrócił do szkoły. Katecheta się nie zmienił. On się zmienił i… dołączył do tych pięciu dziewczyn w pierwszych ławkach. Był szóstą osobą, która słuchała katechety. Ten chłopak mówił: „Kurczę, ale ten facet ciekawe mówi”. Tylko jednego nie mógł zrozumieć: dlaczego dwadzieścia parę pozostałych osób wciąż ziewa i szydzi. Zobaczmy, jak ważne są intencje…
Czerwińsk znany jest jako sanktuarium Matki Boskiej Pocieszenia. Kopia obrazu Matki Bożej Śnieżnej z rzymskiej bazyliki Santa Maria Maggiore króluje na wzgórzu. Obraz namalował Łukasz z Łowicza w 1612 roku. W lewej dłoni Maryja trzyma mappę – białą chustę, insygnium władzy monarszej. Na Mazowszu ludzie odczytali to jako symbol pocieszenia.
– Jakiś czas temu jeden z naszych braci spotkał kręcącego się po klasztornym ogrodzie mężczyznę – opowiada ks. Kawecki. – Zaczęli rozmawiać. Okazało się, że człowiek ten wrócił z misji stabilizacyjnej w Iraku. Brał udział w akcji, w której zginęli cywile. „Prawo mnie uniewinniło” – opowiadał. „Psycholog pomaga wyjść na prostą, ale w środku czuję rozdarcie. Przyjechałem tu szukać pocieszenia. Dlaczego? Bo wyczytałem, że Jagiełło był tu po bitwie. Żołnierze, którzy przeżyli to, co ja, szukali tu w XV wieku oddechu, pokoju, pocieszenia. Dlatego i ja przyjechałem tu po ratunek”.
Marcin Jakimowicz