Pretendent do Białego Domu Donald Trump ujawnił w poniedziałek więcej szczegółów swej polityki zagranicznej: ocenił, że USA za bardzo angażują się w NATO, skrytykował ONZ i wygłosił proizraelską mowę, w której obiecał, że "rozmontuje" nuklearną umowę z Iranem.
Prowadzący w wyścigu o nominację Partii Republikańskiej (GOP) w listopadowych wyborach prezydenckich miliarder Donald Trump, był dotychczas krytykowany za to, że nie przedstawił założeń swej polityki zagranicznej.
W poniedziałek nie tylko po raz pierwszy ujawnił nazwiska swych doradców ds. międzynarodowych, ale też wygłosił pierwsze duże przemówienie na temat polityki zagranicznej, poświęcając wiele miejsca relacjom USA z Izraelem podczas odbywającej się w Waszyngtonie corocznej konferencji AIPAC (American Israel Public Affairs Committee), organizacji uznawanej za największe w USA proizraelskie lobby.
Trump zaskoczył wszystkich, gdyż jego mowa okazała się bardzo proizraelska w przeciwieństwie do jego różnych wcześniejszych wypowiedzi. Ale jak złośliwie zauważyli komentatorzy, w przeciwieństwie do dotychczasowych wystąpień z kampanii, kontrowersyjny miliarder nie mówił z głowy, lecz odczytał przemówienie z telepromptera.
Trump rozpoczął od zapewnienia, że "całe życie był i jest przyjacielem oraz że wspiera Izrael". Obiecał, że jeśli zostanie prezydentem, to "rozmontuje katastrofalne porozumienie z Iranem". Chodzi o wynegocjowaną latem ub. r. umowę, w której USA i pięć innych mocarstw zobowiązały się do stopniowego znoszenia sankcji na Iran w zamian za radykalne ograniczenie irańskiego programu nuklearnego.
W ocenie Trumpa umowa ta okazała się "katastrofalna w skutkach dla Ameryki, Izraela i całego świata", bo "nagradzamy oto czołowego sponsora terroryzmu na świecie sumą 150 mld dolarów, nie otrzymując nic w zamian". "Wierzcie mi, przeanalizowałem tę umowę w szczegółach, jak nikt inny" - dodał, wzbudzając śmiech znacznej części widowni, najwyraźniej sceptycznie podchodzącej do słów Trumpa.
Ale w dalszej części mowy Trump zbierał też i oklaski, czasem nawet gromkie, choć nieporównywalnie mniejsze do tych, jakie otrzymali przemawiający przed nim na konferencji AIPAC inni kandydaci ubiegający się o fotel prezydenta, jak była sekretarz stanu Hillary Clinton czy gubernator Ohio John Kasich.
Trump uznał, że prezydent Barack Obama "jest być może najgorszym zrządzeniem losu, jakie przypadło Izraelowi". Obiecał, że jeśli zostanie prezydentem, to natychmiast zaprosi do Białego domu "swego przyjaciela" premiera Izraela Benjamina Netanjahu oraz wirtualnie przeniesie izraelską stolicę z Tel Awiwu do Jerozolimy, uznając tę ostatnią (przed nim obiecali to już wszyscy inny kandydaci GOP na prezydenta, a Trump zwlekał, za co był krytykowany).
"Gdy ja będę prezydentem, to dni traktowania Izraela jako państwa drugiej kategorii skończą się z pierwszym dniem urzędowania - powiedział. - A jak ja coś mówię, to tak myślę".
Najbardziej spodobały się słowa Trumpa pod adresem Iranu. Obiecał, że "powstrzyma agresję Iranu dążącego do tego, aby destabilizować i dominować w regionie". "Całkowicie rozmontujemy irańską siatkę terrorystyczną na całym świecie, która jest ogromna ale przecież nie tak silna jak my" - dodał, zaznaczając, że Iran w ostatnich latach dokonywał zamachów terrorystycznych "w 25 krajach, na pięciu kontynentach".
W tym kontekście skrytykował Organizację Narodów Zjednoczonych, zarzucając jej brak reakcji na niedawne, przeprowadzone przez Iran testy rakiet balistycznych, które mogłyby uderzyć w Izrael. "ONZ nie jest przyjacielem demokracji. Nie jest przyjacielem wolności. Nie jest nawet przyjacielem USA, gdzie ma siedzibę. I z pewnością nie jest przyjacielem Izraela" - powiedział.
Obiecał, że jako prezydent "na 100 proc." zawetuje każdą rezolucję ONZ, która narzucałaby Izraelowi rozwiązanie konfliktu z Palestyną, bo porozumienie pokojowe musi być przede wszystkim wynegocjowane przez obie zainteresowane strony. Tymczasem w jego ocenie, to Palestyna odrzucała dotychczas "hojne oferty" negocjacyjne Izraela.
Zapewniając, że "kocha Izrael" powiedział na koniec, że jego córka Iwonka lada moment spodziewa się dziecka i "będzie to piękne żydowskie dziecko".
Wcześniej w poniedziałek Trump mówił o swej wizji polityki zagranicznej także podczas spotkania z redakcją dziennika "Washington Post". Jak relacjonuje dziennik, miliarder "zakwestionował Pakt Północnoatlantycki", stanowiący podstawę polityki bezpieczeństwa Zachodu od czasów zimnej wojny. Trump ocenił, że zaangażowanie USA w NATO powinno być znacząco zmniejszone.
"NATO kosztuje fortunę. Tak, chronimy Europę z pomocą NATO, ale wydajemy za dużo pieniędzy" - powiedział.
Nawiązał też do agresji Rosji na Ukrainę, oceniając, że Ukraina jest "krajem, który obchodzi nas (USA) znacznie mniej niż pozostałe kraje NATO, ale to my musimy wszytko brać na siebie". "Czemu Niemcy nie zajmują się w NATO Ukrainą? Dlaczego inne kraje leżące w pobliżu Ukrainy też tego nie robią? Czemu to my musimy zawsze być tym państwem, które idzie w kierunku potencjalnej trzeciej wojny światowej z Rosją?" - pytał.
Zdaniem miliardera Stany Zjednoczone powinny koncentrować się więcej na swoich wewnętrznych problemach i wydawać środki np. na poprawę infrastruktury narodowej. "Musimy zadbać o siebie. Wiem, że świat zewnętrzny istnieje, ale w tym samym czasie nasz kraj się rozpada" - zaznaczył.