Gdy tak rozmawiali i rozprawiali ze sobą, sam Jezus przybliżył się i szedł z nimi. Lecz oczy ich były niejako na uwięzi, tak że Go nie poznali. Łk 24, 14-15
Uczniowie wędrujący do Emaus opuszczają Jerozolimę już po zmartwychwstaniu. Odchodzą, wiedząc, że grób Jezusa jest pusty – wszak wiadomość przyniesioną przez kobiety potwierdzili apostołowie, którzy śpiesznie udali się do grobu, aby ją zweryfikować. I choć zastali wszystko tak, jak opowiadały kobiety, nie wzbudziło to radości w sercu Kleofasa i jego towarzysza. Wręcz przeciwnie, odchodzą oni z Jerozolimy w smutku, z poczuciem krzywdy i zawodu. Przywiązani do swych ograniczonych wyobrażeń, nie potrafią uznać, że wyzwolenie Izraela – ich wyzwolenie – przebiegło inaczej, niż podpowiadają zawiedzione oczekiwania. Nic dziwnego, że nie dostrzegają dyskretnej obecności Syna Bożego, który zbliża się i towarzyszy im w drodze. Tak bywa również w naszym życiu. Na szczęście Bóg podąża za nami nawet wtedy, gdy Go porzucamy. Wie, że często potrzebujemy kryzysu, aby przyjąć łaskę nawrócenia. Dlaczego? Może dlatego, że to właśnie powrót do Jerozolimy zmienił w sercach uczniów najwięcej.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Aleksander Bańka