Sprowokował mnie nieco mój redakcyjny kolega, swoim komentarzem do Ewangelii o kobiecie przyłapanej na cudzołóstwie...
14.03.2016 13:09 GOSC.PL
Wojtek Teister w tekście "Paradoks grzechu" napisał o tej kobiecie, że nie była „typem prymuski w prowadzonej przez zakonnice szkółce”, ale „żyła z dostarczania przyjemności spragnionym seksu mężczyznom”. Co więcej „grała w ekstraklasie rozpusty”. Wojtku, a skąd ty wiesz takie rzeczy o tej kobiecie? Dlaczego tak ją postrzegasz? W Ewangelii napisano tylko tyle, że przyprowadzili do Jezusa kobietę „dopiero co przyłapaną na cudzołóstwie”. Przecież równie dobrze to mógł być jednorazowy grzech, chwila słabości, zauroczenia po winie albo też została zwyczajnie wykorzystana przez mężczyznę, który jej gadał o miłości, ale chciał tylko seksu. Nie usprawiedliwiam grzechu, ale po co go wyolbrzymiać?
Oczywiście, że być może chodziło o prostytutkę. Ale nie mamy na to żadnego dowodu. Uważam, że warto jednak trzymać się tekstu Ewangelii. Cudzołóstwo jest w Biblii symbolem każdego grzechu. Bóg jest Oblubieńcem, my, Jego lud, oblubienicą. Jesteśmy poślubieni Bogu, związani z nim węzłem przymierza, miłości. Każdy nasz grzech jest cudzołóstwem w tym sensie, że jest zdradą miłości Bożej, jest jej podeptaniem. Ten biblijny klucz jest ważny.
Druga rzecz, Prawo Mojżeszowe nakazywało karać śmiercią oboje cudzołożników, nie tylko kobietę, ale i mężczyznę (Pwt 22,22). Dlaczego faryzeusze nie przyprowadzili mężczyzny? Skoro przyłapali ją na cudzołóstwie, więc nie była sama, była z nim? Dlaczego nie domagali się sprawiedliwości także dla tego faceta? To odsłania mętną motywację faryzeuszy? Niby szukają sprawiedliwości, ale nawet pozostając tylko na gruncie czystej sprawiedliwości (nie mówiąc jeszcze o miłosierdziu) są niesprawiedliwi.
Po trzecie, grzeszymy dlatego, że szukamy szczęścia. Tak pisał św. Augustyn, człowiek, który przeżył kilkanaście lat w konkubinacie (przed chrztem!). Tyle, że szukamy szczęścia nie tam, gdzie ono naprawdę jest. Cudzołóstwo może wynikać tylko z zaspokojenia żądzy, ale może być też w nim coś z szukania miłości. Owszem to jest poszukiwanie błędne. Człowiek zostaje oszukany. Ale spróbujmy pomyśleć o tej kobiecie w taki sposób, że ona przeżyła zawód w miłości. Gdzie był ten mężczyzna, który się z nią przespał? Dlaczego, gdy grozi jej śmierć, on ją zostawił? Gdyby kochał ją naprawdę, byłby razem z nią, gotowy zasłonić ją przed gradem kamieni, umrzeć z nią razem. Wolę myśleć o tej kobiecie w ten sposób. Że jej nędzą nie był tylko sam grzech nieczystości, ale i samotność, gorycz rozczarowania mężczyzną, którą ją wykorzystał i porzucił. Zwiedziona miłość – to bardzo boli.
I w tym kontekście słowa „Pozostał tylko Jezus i ta kobieta” nabierają mocniejszego znaczenia. Oblubieniec (Jezus) i oblubienica (grzesznik). To nie tylko kwestia przebaczenia i możliwości rozpoczęcia od nowa. Tu chodzi o miłość, którą ona spotyka w Jezusie, a której nie doświadczyła od mężczyzny. Ta miłość da jej siłę, by nie grzeszyć więcej. Jego miłość ją oczyszcza, leczy, obmywa, ale pokazuje nową drogę. Życia bez grzechu, życia w wierności Bogu.
Wojtek napisał „Paradoks grzechu polega na tym, że gdy doświadczymy z całą siłą swojej nędzy, wtedy znacznie mocniej doceniamy przebaczenie i bezgraniczną miłość Boga”. To prawda, ale głosząc miłosierdzie Boga, można niepostrzeżenie zacząć głosić pochwałę grzechu. To jest groźne. „Grzech jest jedyną drogą do Jezusa” – takie zdanie wyczytałem niedawno w depeszy KAI streszczającej katechezę bpa Rysia. To zapewne skrót myślowy albo skrót redakcyjny. Coś mi jednak tutaj nie pasuje. Ufam, że nie jest to z mojej strony faryzejskie zgorszenie „miłosierdziem Jezusa”. Chrystus wybacza i mówi kobiecie: „idź i nie grzesz więcej”. Czy to oznacza, że ta kobieta próbując nie grzeszyć więcej, będzie odtąd mniej doświadczała miłości Boga? To przecież nie jest tak. To, że Bóg kocha nas mimo naszych zdrad, nie może stać się zachętą do zdrady albo oznaczać lekceważenia zła. Na Jego wierność w miłości, chcę odpowiedzieć moją wiernością, z całą pokorną wiedzą o mojej skłonności do grzechu i czyhającym pokusom. Chcę nie grzeszyć więcej i wiem, że to jest możliwe tylko dzięki Jego łasce.
ks. Tomasz Jaklewicz