Jeśli Ukraińcy rzeczywiście chcą zrobić swoim premierem Leszka Balcerowicza, to bardzo źle to świadczy o ich kraju.
10.03.2016 14:45 GOSC.PL
I nie chodzi tu o samego dwukrotnego polskiego ministra finansów i wicepremiera. Balcerowicz jest jaki jest, ale akurat jedna z jego wad może okazać się zaletą w przypadku reformowania Ukrainy: jest niesamowitym doktrynerem. I dlatego nie będzie zwracał uwagi na interesy ukraińskich oligarchów. Może zwalczyć wysoką inflację w tym kraju i jednocześnie nie zwracać uwagę na produkcję czy wzrost bezrobocia, z drugiej strony może uwolnić naszego wschodniego sąsiada z oplatających go macek wielkiego rodzimego biznesu, funkcjonującego od lat co najmniej na granicy prawa. O ile oczywiście w międzyczasie nie ulegnie nieszczęśliwemu wypadkowi lub jawnemu zamachowi, czego mu nie życzę, a co w tym kraju jest możliwe.
Nasuwa się jednak pytanie: czy niepodległe państwo powinno na wysokich stanowiskach obsadzać obcokrajowców? Gdyby pogłoska się potwierdziła, a sam Balcerowicz dał się przekonać, nie byłby to przecież pierwszy wysoki urzędnik z zagranicznego zaciągu. Niby z jednej strony: czemu nie, fachowiec to fachowiec. Ale z drugiej strony, nawet jeśli przyjmiemy, że taki fachowiec potrafi wyrzec się przywiązania do interesu własnego narodu, mogącego być przecież sprzecznym z interesem ukraińskim, to przecież zwyczajnie wstyd, że 42-milionowy naród nie potrafi spośród siebie wyłonić człowieka, który mógłby skutecznie rządzić państwem. Ukraina jest rzekomo niepodległa, a nie potrafi skutecznie zarządzać samą sobą.
To jest już irytujące. Pomarańczowa rewolucja nie potrafiła wyłonić elit różniących się zasadniczo od kuczmowskiej kliki i ostatecznie zakończyła się klęską. Ponad dwa lata po Euromajdanie sytuacja się powtarza: poparcie dla rządu Arsenija Jaceniuka oscyluje wokół błędu statystycznego, w siłę rośnie postjanukowyczowska opozycja, obywatele są coraz bardziej zdenerwowani, bo raz, że żyje się za naszą wschodnią granicą źle, a dwa, wciąż nie udało się wygonić z terytorium Ukrainy prorosyjskich separatystów na wschodzie. Kolejna szansa na zmiany się zapewne nie powtórzy, co przede wszystkim jest tragedią dla naszych wschodnich sąsiadów, ale i dla nas, bo przecież na destabilizacji Ukrainy także my tracimy.
Stefan Sękowski