Kiszczak chciał ujawnić dokumenty dotyczące TW "Bolka" w 1996 roku, ponieważ próbował ratować formację polityczną, z której się wywodził - uważa dr Lech Kowalski, autor książki o PRL-owskim szefie MSW Czesławie Kiszczaku. Twierdzi także, że Kiszczak około 10 lat temu wraz z zaufanym oficerem ukryli najważniejsze dokumenty mieszczące się w średniej wielkości ciężarówce.
PAP: Dlaczego właśnie teraz wdowa po Czesławie Kiszczaku zdecydowała się na ujawnienie nielegalnie posiadanych dokumentów?
Dr Lech Kowalski: Różni komentatorzy próbują budować piętrowe konstrukcje, tłumaczące, kto nakierował ją na takie działania. Najłatwiej wskazuje się na obecny obóz rządzący. Moim zdaniem z panią Kiszczak nie sposób przeprowadzić jakiejkolwiek kombinacji operacyjnej, zakładającej grę aktami w celu stworzenia negatywnej wizji powstania III RP.
Ta starsza pani wyszła z cienia męża. W rozdziale książki "Cze.Kiszczak" zatytułowanym "Pan i władca" opisuję jej życie u boku tego funkcjonariusza reżimu. Nie było ono dla niej łatwe ani przyjemne. Mając osobiste ambicje osiągnięcia czegoś w życiu, musiała liczyć się jego opiniami.
Bardzo jednak lubiła życie towarzyskie elit PRL, czyli bywanie na przyjęciach w ambasadach, attachatach. Uwielbiała pokazywać się w świetle fleszy, co powodowało między nimi wiele konfliktów.
To co zrobiła pani Kiszczak, nie wynikało z obawy przed konsekwencjami nielegalnego przechowywania tych materiałów. Mogła powiedzieć wprost, że nie chce ich w swoim domu i przekazać w całości do Instytutu Pamięci Narodowej. Tymczasem zwróciła się do tej instytucji w konkretną propozycją finansową i karteczką potwierdzającą posiadanie tych dokumentów.
Jej żądania finansowe wynikały z próżności. Otrzymując po mężu 80 procent jego wysokiej emerytury, czyli około sześciu tysięcy złotych, nie może narzekać na brak środków do życia, ma ich wręcz nadmiar. Pani Kiszczak ujawniła te dokumenty, aby znów znaleźć się w blasku fleszy.
PAP: Jaki był stosunek Kiszczaka do Lecha Wałęsy w latach osiemdziesiątych?
L.K.: Były to stosunki przełożonego z podwładnym. Po 1986 r. Kiszczak mówił swoim towarzyszom, że Wałęsa zostanie jeszcze wykorzystany do jego celów. Współpraca Wałęsy nie skończyła się w 1976 r. Z tego okresu pochodzi dokument stwierdzający wyrejestrowanie, ponieważ jego praca nie była już przydatna dla SB.
Kiszczak dysponował kompromitującymi materiałami na szefa Solidarności i grał nimi, ponieważ jako profesjonalista potrafił dobrze je wykorzystać. Niemożliwy był między nimi układ partnerski. Kiszczak wyrażał się o Wałęsie, nazywając go "chłopkiem-roztropkiem". Wałęsa był więźniem własnego sumienia pamiętającym o swoich grzechach wyrządzonych innym ludziom w latach siedemdziesiątych.
Mimo sugestii Kiszczaka, aby podjąć rozmowy z opozycją już kilka lat przed Okrągłym Stołem, Wojciech Jaruzelski konsekwentnie opowiadał się przeciw takim rozwiązaniom, stwierdzając, że rozmowy z Solidarnością mogą być prowadzone wyłącznie kanałami esbeckimi.
Dokumenty ujawnione przez Kiszczak są wyłącznie przystawką przed daniem głównym. Według moich informacji, posiadanych również przez IPN, około dziesięciu lat temu Kiszczak wraz z zaufanym oficerem ukryli najważniejsze dokumenty mieszczące się w średniej wielkości ciężarówce. Oficer ten powiedział, że wskaże to miejsce. Z pewnością nie były to fałszywki czy "szum informacyjny", ale oryginalne ważne dokumenty.
PAP: Dlaczego Czesław Kiszczak nie ujawnił tych dokumentów w 1996 r.?
L.K.: Wynika to z ówczesnej sekwencji wydarzeń. W styczniu 1996 r., po oskarżeniach o współpracę z wywiadem rosyjskim, upada rząd Józefa Oleksego. Na czele nowego gabinetu staje Włodzimierz Cimoszewicz, który także zaczyna być oskarżany o analogiczne kontakty ze służbami specjalnymi. Kiszczak próbuje ratować formację polityczną, z której się wywodził i w tym celu planuje przesłać dokumenty o agenturalnej przeszłości Lecha Wałęsy do Archiwum Akt Nowych, aby przykryć te afery. Kiszczak zrezygnował z tych zamiarów w kwietniu 1996 r., gdy sąd uniewinnił od zarzutów Józefa Oleksego.
Adnotacja o ujawnieniu akt pięć lat po śmierci Lecha Wałęsy była tylko zasłoną dymną. Była to kombinacja operacyjna mająca wzbudzić dodatkową sensację. Kiszczak umywałby ręce, ale jednocześnie rozgłaszał, że teczki TW "Bolka" są już w zbiorach Archiwum Akt Nowych. To spowodowałoby ogromny nacisk ze strony opinii publicznej, żądającej odtajnienia akt, które rozniosłyby całą prawą stronę sceny politycznej.
Kiszczak zrezygnował jednak z tych planów pozostawiając całą sprawę w sferze domysłów, które mogą być bardziej szkodliwe niż prawdziwe, potwierdzone informacje.