Kolejny, już siódmy europejski kraj – Belgia – zamknął granice dla migrantów. Powodem była zapowiedziana likwidacja znacznej części słynnej „Dżungli” pod francuskim Calais.
Najmłodszy mieszkaniec „dżungli” przyszedł na świat w pokrytej brezentem budzie z desek i kilku płyt pilśniowych. To wielki luksus w porównaniu z namiotami; w środku było zimno, ale sucho. Deszcz jednostajnie bębnił w brezent, słyszałam czyjeś człapanie w błocie – na zewnątrz zero stopni, wewnątrz może o 3 więcej, nie mogę tego zapomnieć – opowiada spokojnym głosem Sylvie Lahuppe, 40-letnia wolontariuszka Pomocy Katolickiej z Calais. – To była dziewczynka o błyszczących, jakby zdziwionych oczach. Leżała obok wykończonej porodem matki. Zapytałam, dlaczego nie wezwali lekarza, dlaczego tutaj. „Bo nas gdzieś zapiszą, nie dostaniemy wtedy azylu w Anglii” – odpowiedziała szczerze kobieta. I wyszeptała: „Anissa, będzie się nazywać Anissa”. 4-letni brat Anissy siedział w kącie, łzy mu już wyschły, przestraszył się porodowych krzyków matki. Ojciec poszedł z naszymi mężczyznami po butlę gazową, żeby było jakieś ogrzewanie, ja zajęłam się kobietą, miałam ściśnięte gardło. Dość, naprawdę dość, tak nie może być – dodaje.
Mimo to zarówno Pomoc Katolicka, jak i inna humanitarna organizacja chrześcijańska – Emmaus France – dołączyły do Lekarzy bez Granic i innych stowarzyszeń, które odwołały się do sądu administracyjnego, by zatrzymać burzenie południowej części obozowiska, zapowiedziane przez władze na środę 24 lutego. Obecna sytuacja „dżungli” stała się żywą ilustracją kompleksowości kryzysu migracyjnego i bezradności wielu państw kontynentu wobec tego zjawiska.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jerzy Szygiel