Moi faworyci przegrali. Wygrał „Spotlight” Toma McCarthy’ego.
29.02.2016 13:14 GOSC.PL
Czy „Spotlight”, opowieść o aferze pedofilskiej w Bostnie, był najlepszym filmem tegorocznego konkursu? Film McCarthy’ego jest solidnie udokumentowaną opowieścią o zespole dziennikarzy dziennika Boston Globe, którzy ujawnili aferę pedofilską w archidiecezji bostońskiej. To film nie tylko o samej aferze, ale również o próbach tuszowania jej nie tylko przez samych księży, ale przez prawników, ludzi władzy i dziennikarzy. Najmocniejszą stroną filmu jest obraz pracy specjalnego zespołu dziennikarskiego zajmującego się dochodzeniem w sprawie molestowania. O ile sam temat budzi emocje, to film już nie bardzo. A te przecież w kinie są ważne. Film trąci publicystyką i nie mam wątpliwości, że jury, przyznając Oscara, kierowało się nie tylko względami artystycznymi. Producent „Spotlight” odbierając Oscara wyraził nadzieję, że „ten głos dojdzie do Watykanu”. Na szczęście doszedł już jakiś czas temu.
Za najlepszą rolę kobiecą Oscara odebrała Brie Larson za rolę w filmie „Pokój" Lenny Abrahamsona. Jak najbardziej zasłużenie. „Pokój, który obok „Brooklynu” był moim faworytem, to zrealizowany perfekcyjnie pod każdym względem dramat będący hymnem na temat miłości macierzyńskiej i więzi rodzinnych. Film sięga do drastycznych, szeroko nagłaśnianych w mediach historii uwięzienia kobiet przez zdeprawowanych porywaczy, którzy więzili je latami, traktując jak seksualne niewolnice. Reżysera nie interesują jednak sensacyjne i bulwersujące aspekty tych historii, chociaż napięcia w filmie Abrahamsona nie brakuje. Uważny widz filmu odkryje w nim też wiele symboli i podtekstów nawiązujących do Biblii. To film, który daje nadzieję.
W kategorii najlepszy obraz nieanglojęzyczny Oscara zdobył poświęcony „Syn Szawła" Węgra Laszlo Nemesa. Kiedy obejrzałem go po raz pierwszy, nie miałem wątpliwości, że na Oscara zasługuje. Węgierski reżyser wykazał się sporą odwagą podejmując temat omijany do tej pory przez twórców filmowych fabuł. Chodzi o żydowskich więźniów kierowanych do tzw. Sonderkommando. Problem ten budzi kontrowersje, a członkowie Sonderkommando, którzy przeżyli, przez dłuższy czas nie mieli odwagi, aby opowiadać o swych losach nawet najbliższej rodzinie. Piętnowano ich jako uczestników mordów. Primo Levi, pisarz i były więzień obozu, zaliczył Sonderkommanda w Auschwitz i innych obozach do „skrajnych przypadków kolaboracji”. Podobnym rygoryzmem wykazała się Hannah Arendt, która do grona kolaborantów zaliczyła policję żydowską i warszawski Judenrat.
Nemes nie epatuje widza drastycznymi obrazami, które byłyby dla widza zbyt trudne do zniesienia. Reżyser osiągnął to, zawężając przestrzeń, w której rozgrywają się wydarzenia, wyłącznie do tego, co rozgrywa się w bezpośrednim otoczeniu bohatera filmu. To, co pokazuje na ekranie, jest jednak i tak wymowne.
Edward Kabiesz