Komitet Obrony Demokracji zapowiada rekordową frekwencję podczas sobotniego marszu w Warszawie. Impreza ma się odbywać pod hasłem solidarności z Lechem Wałęsą.
26.02.2016 12:52 GOSC.PL
Były prezydent pojawi na manifestacji w Gdańsku. Szumne deklaracje zakrywają trochę rzeczywistość komitetu. Rzeczywistość jest taka, że KOD walczy o życie.
Część niedawnych zwolenników komitetu odwróciła się od niego. Powodem mogą być zarzuty pod adresem Mateusza Kijowskiego, związki z Leszkiem Balcerowiczem (to przeszkadza na przykład środowisku „Krytyki Politycznej”), a także po prostu to, że KOD chodzi, manifestuje i potępia, ale nic z tego nie wynika. Na obalenie rządu się nie zanosi, a ewentualny start w wyborach – jeśli w ogóle do niego dojdzie – może się zakończyć klapą. Nie mówię, że komitet jest już na pewno skończony, ale perspektywy ma naprawdę kiepskie.
Pytanie, czy sojusz z Lechem Wałęsą może cokolwiek pomóc. Na pewno zagwarantuje zainteresowanie mediów (choć na to akurat KOD nigdy nie mógł narzekać), ale czy przyciągnie zwykłych ludzi?
Manifestacji przyświecać będzie hasło „My, naród”. To nie tylko nawiązanie do słynnego przemówienia Wałęsy, ale i, jak tłumaczyli piątkowi komentatorzy radia TOK FM, próba pokazania, że naród to właśnie owi „my”, a nie rząd. Problem w tym, że jeśli KOD ma się kiedykolwiek stać ogólnonarodowym ruchem, to zapraszanie Lecha Wałęsy niespecjalnie to ułatwi. Po ujawnieniu oryginałów teczek TW Bolka, byłego szefa Solidarności bronią już tylko ultrasi III RP. Przeciętnemu obywatelowi naprawdę trudno jest wytłumaczyć, że nic wielkiego się nie stało.
Jednym słowem, sposób ratunku, który wybrał KOD, nie wróży sukcesu. Może i tonący chwyta się brzytwy, ale jeśli chce płynąć, nie powinien chwytać cegły.
Jakub Jałowiczor