W kwestii teczek pracy TW "Bolka" kwestia Lecha Wałęsy jest zupełnie drugorzędna; najważniejsze jest pytanie, co ta sprawa mówi o podwalinach III RP - uważa prezydent. Według Andrzeja Dudy teczki mogły służyć szantażowi, a tym samym wpływać na procesy polityczne i gospodarcze w Polsce.
IPN udostępnił w poniedziałek teczkę personalną i teczkę pracy "Bolka". Są tam m.in. odręcznie napisane zobowiązanie do współpracy, podpisane: Lech Wałęsa "Bolek" z 21 grudnia 1970 r., doniesienia "Bolka" oraz notatki funkcjonariuszy SB ze spotkań z nim oraz oceny SB okresu jego współpracy. We wtorek na swoim mikroblogu b. prezydent kolejny raz oświadczył, że nie współpracował z SB, nigdy na nikogo nie donosił, nie brał żadnych pieniędzy i nie dał się złamać.
Andrzej Duda we wtorkowym wywiadzie dla Wirtualnej Polski podkreślił, że ujawnione dokumenty nigdy nie powinny znajdować się w domu gen. Czesław Kiszczaka, który od co najmniej 25 lat nie pełnił żadnej funkcji publicznej. "Te dokumenty, zgodnie z obowiązującym prawem dawno powinny znajdować się w Instytucie Pamięci Narodowej. To jest dla mnie najistotniejszy element tej sprawy" - podkreślił.
Jak dodał, abstrahuje od tego, co znajduje się w ujawnionych teczkach. "Dla mnie istotny jest fakt, że w III RP od samego jej początku nigdy nie przeprowadzono żadnej kontroli w tej kwestii. Przecież gen. Kiszczak miał kilka bardzo poważnych spraw karnych. Jak widać, żaden prokurator nigdy nie odważył się przeprowadzić przeszukania tego domu" - powiedział prezydent.
Według niego powstaje w tej sytuacji "wielkie pytanie o historię III RP, o jej podwaliny, o to, w jaki sposób została ona ukształtowana", a także "czy tego typu dokumenty, czy też te konkretne dokumenty, miały wpływ na kształtowanie polskiej historii ostatnich 27 lat".
Jak dodał, ważna jest też odpowiedź na pytanie, "ile jeszcze jest domów w Polsce, w których dokumenty wypracowane prze tajne służby PRL wciąż jeszcze się znajdują - w sposób całkowicie nielegalny - i w jaki sposób wpływają nadal na historię Rzeczypospolitej". Według prezydenta tego typu materiały mogą służyć szantażowi, a tym samym wpływać na procesy polityczne i gospodarcze.
"Kwestia Lecha Wałęsy w tej sprawie jest kwestią zupełnie drugorzędną. Kwestią istotną jest to, że są takie dokumenty (...) wytworzone w jakikolwiek sposób, czy są prawdziwe czy są fałszywe, ale znajdowały się w rękach osoby, która kiedyś kierowała PRL-owskimi służbami i w związku z tym miała ogromne wpływy wśród swoich podwładnych z przełożeniem na różne środowiska w Polsce" - powiedział prezydent. Według niego "to jest świadectwo III RP także, jeśli te dokumenty zostały sfabrykowane".
"Być może jeszcze w wielu domach prominentnych dawnych funkcjonariuszy służb komunistycznych takie dokumenty się znajdują i to jest tragizm tej sytuacji, ale zarazem świadectwo tego, jakim państwem była III RP u swoich początków i jak była później kształtowana" - powiedział Andrzej Duda.
Pytany, czy w ujawnionych dokumentach jest coś, co go zaskakuje, prezydent zaprzeczył. "Lech Wałęsa jest postacią z jednej strony - można powiedzieć eufemistycznie - barwną, z drugiej strony także i kontrowersyjną. Dla mnie osobiście - dzisiaj prezydenta RP, ale do niedawna zwykłego obywatela, a polityka dopiero od dziewięciu lat - Lech Wałęsa to człowiek, który był symbolem Solidarności lat 80." - powiedział prezydent.
Zaznaczył, że zarówno w 1990 jak i 1995 roku razem z całą rodziną głosował na Lecha Wałęsę podczas wyborów prezydenckich, broniąc go w kampanii przed tymi, którzy go "odsądzali od czci i wiary, wyśmiewali się z jego różnych przywar i braków". "Ja osobiście uważałem je za w pewnym sensie naturalne i usprawiedliwione. Przecież wszyscy wiedzieliśmy, że to nie jest człowiek, który ma wyższe wykształcenie, który pochodzi ze społecznej elity - ale uważaliśmy, że to jest ktoś, kto ma tego specyficznego ducha w pewnym sensie bohaterstwa, ale też ducha przywódcy, któremu zwyczajnie ta prezydentura się należy" - mówił prezydent.
Podkreślił, że ujawnione dokumenty dotyczące TW "Bolka" nie stanowią dla niego rewelacji, bo o ich istnieniu można było domniemywać chociażby na podstawie książki Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka "SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii". "Dowody, które zostały w tej książce wykazane w sposób naukowy, były jednoznaczne. Dzisiaj, kiedy pojawiają się kolejne dowody w tej sprawie, na mnie to nie robi żadnego wrażenia" - powiedział prezydent.
"Mogę tylko wyrazić pewną przykrość osobistą jako ten, który kiedyś w taki zdecydowany sposób Lecha Wałęsę popierał i jako ten, który prezydenta Wałęsę, moim także głosem wybranego, szanuje. Jest mi przykro, że prezydent Lech Wałęsa w odpowiednim czasie nie był w stanie zdobyć się na gest wobec Polaków, który moim zdaniem sprawę w sensie społecznym absolutnie by załatwił - po prostu wyjść i powiedzieć prawdę" - mówił prezydent.
Pytany, czy gdyby okazało się, że ujawnione dokumenty są prawdziwe, Kancelaria Prezydenta będzie wnioskowała o odebranie Portowi Lotniczemu w Gdańsku imienia Lecha Wałęsy, zaznaczył, że jest daleki od jakichkolwiek pochopnych kroków w tej sprawie.
"Myślę, że pan redaktor chyba nie zrozumiał tego, co ja powiedziałem. Pan prezydent Lech Wałęsa jest postacią polskiej historii; może już dzisiaj nie polityki tak wyraziście, ale jest z pewnością postacią polskiej historii, która ma wiele barw i ma w swoim życiorysie najprawdopodobniej także wydarzenia smutne z mojego punktu widzenia, a dla niego osobiście powiedziałbym wręcz dramatyczne, ale ma też i zasługi i daleki jestem od jakichkolwiek pochopnych kroków w tej sprawie" - powiedział Andrzej Duda.