Te wydarzenia mają coś z greckiej tragedii. Dowody słabości i winy dopadają bohatera, kiedy walczy już tylko o godną pamięć o sobie. Zarazem jest w nich coś z czarnych komedii Mrożka. Mit wali się z powodu nagrobka, który generałowi chce postawić jego żona.
Debata o najnowszej historii powróciła z nową siłą w związku z dokumentami bezpieki odnalezionymi przez IPN w domu gen. Czesława Kiszczaka. Dotyczą nie tylko biografii Lecha Wałęsy, ale także przebiegu całej transformacji ustrojowej oraz narodzin III Rzeczypospolitej, procesów mających głębokie konsekwencje do chwili obecnej. Spór o przeszłość Wałęsy zawsze był również elementem pozycjonowania różnych sił na scenie politycznej III Rzeczypospolitej. Przeciwnicy Wałęsy byli zwolennikami radykalnego zerwania z ustaleniami Okrągłego Stołu, lustracji i dekomunizacji. Jego obrońcy często przekonywali, że okres po 1989 r. należy do najlepszych w naszej historii, nie trzeba więc czepiać się szczegółów. Równie ważne jest przy tym pytanie, jak to było możliwe, że dokumenty mogące być przedmiotem szantażu pierwszego prezydenta III Rzeczypospolitej znajdowały się w rękach ostatniego ministra spraw wewnętrznych PRL, jednego z najbardziej zaufanych ludzi Moskwy. Być może ukryte archiwa były jednym z elementów mechanizmu, który uniemożliwiał wymiarowi sprawiedliwości osądzenie zbrodni komunistycznych oraz zapewniał osobistą bezkarność wszystkim prominentnym politykom PRL. Otwarte jest także pytanie, czy znalezione u Kiszczaków dokumenty dotyczą jedynie Wałęsy. Skoro minister spraw wewnętrznych zabierał dokumenty z centralnego archiwum, przypuszczalnie podobnie postępowali jego resortowi koledzy.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Andrzej Grajewski