To mogą być najciekawsze od lat prawybory prezydenckie w USA. Na głównego konkurenta ekscentrycznego Donalda Trumpa wcale nie wyrasta Hilary Clinton, tylko Bernard Sanders, który postuluje socjalistyczny zwrot w amerykańskiej gospodarce.
Jeszcze na początku 2015 roku prognozowano, że w wyborach prezydenckich w USA nastąpi kolejne starcie politycznych „dynastii” Bushów i Clintonów. Dziś Jeb Bush pozostał daleko w tyle, a w wyścigu prowadzą antyestablishmentowi kandydaci. Wśród republikanów największym poparciem cieszy się miliarder populista Donald Trump. Wielką niespodzianką ostatnich tygodni jest natomiast sukces „Berniego” Sandersa w obozie demokratów. Po dwóch pierwszych odsłonach prawyborów widać, że będzie do końca walczyć z Hilary Clinton o prezydencką nominację. W stanie Iowa przegrał z nią o włos (49,8 kontra 49,6 proc.), a w New Hampshire odniósł zdecydowane zwycięstwo 60 do 39 procent. Choć Sanders jest politycznym weteranem (ma już 74 lata), jego lewicowy program gospodarczy tworzy nową jakość na scenie politycznej za oceanem. Zakłada między innymi rozszerzenie programu ubezpieczeń zdrowotnych, darmowe studia, podniesienie płacy minimalnej oraz ograniczenie potęgi finansowych instytucji z Wall Street. „Skandynawskie” pomysły Sandersa cieszą się szczególnym powodzeniem wśród ludzi młodych oraz Amerykanów rozczarowanych pogłębiającymi się nierównościami społecznymi.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Maciej Legutko