Kłamali. Okazało się, że to nie był zabieg taki jak wyrwanie zęba. Boleśnie kąsa je syndrom, który podobno nie istnieje. Wiedzą, że Bóg im przebaczył, ale same sobie nie potrafią. Spowiadają się wielokrotnie z tego samego grzechu.
Może ojciec zdradzić tajemnicę spowiedzi? To znaczy tego, co dokonuje się, gdy kobieta z doświadczeniem aborcji klęka u kratek konfesjonału? – zaczepiam o. Tomasza Trawińskiego, franciszkanina, który od lat jest duszpasterzem ośrodka dla uzależnionych w Chęcinach i Połańcu, Domu Samotnej Matki i często spowiada kobiety po doświadczeniu aborcji. – Sakrament pojednania jest doświadczeniem Bożego miłosierdzia, a więc nie tylko odpuszczeniem grzechów, ale i uzdrowieniem. Gdy kobiety wyznają swoje grzechy, winy, Bóg chce je uzdrowić. Chce uzdrowić ich myślenie, osądzanie siebie samych, patrzenie na świat. To nie tylko działanie na płaszczyźnie wewnętrznej, ale i zewnętrznej, psychosomatycznej. Na co dzień nie mówi się o syndromie poaborcyjnym. Słyszymy o „prawie kobiety do brzucha”, dziecko nazywa się embrionem albo nawet zwykłą przeszkodą. I co ciekawe, nawet jeśli taką propagandę sączy się każdego dnia, syndrom i tak mocno daje o sobie znać. Kąsa. Trup wychodzi z szafy. Nie da się oszukać natury. Co więcej, ten syndrom – widzę to od lat – dotyka również mężczyzn. Tych, którzy nakłonili swą dziewczynę czy żonę do „zabiegu”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marcin Jakimowicz