Niewiele brakowało, a najpiękniejsze jezioro w Tatrach leżałoby dziś w granicach Słowacji. Spór, jaki rozgorzał na przełomie XIX i XX wieku między magnatami, nie tylko rozpalał ówczesną opinię publiczną, ale zaważył na obecnych granicach Rzeczypospolitej. Jedni budowali budki wartowników, a inni je palili, pozorując uderzenie pioruna. Jedni stawiali słupy graniczne, drudzy przestawiali je na wschód. Zamoyski doprowadził nawet do wytoczenia procesu samemu sobie. O co chodziło?
Hrabia Władysław Zamoyski AUTOR / CC 1.0 Miejscem obradowania trybunału rozjemczego było austriackie miasto Graz. Na przewodniczącego ławy sędziowskiej wyznaczono prezesa szwajcarskiego sądu związkowego Johanna Winklera. W skład ławy wchodziło jeszcze dwóch arbitrów - wskazanych po jednym przez każdą ze stron konfliktu. Stronami w procesie były formalnie Węgry i Austria, w skład której wchodziła wówczas Galicja. W gruncie rzeczy jednak interes austriacki pokrywał się w tym sporze z interesem polskim. Pierwsza rozprawa odbyła się 21 sierpnia 1902 r. i budziła ogromne zainteresowanie społeczne. Proces był relacjonowany przez wielu dziennikarzy ze wszystkich trzech zaborów. W pierwszych dniach września sąd udał się na wizję lokalną. Nad Morskim Okiem Winklera przywitała polska flaga powiewająca nad istniejącym już wówczas schroniskiem, a także kilkuset Polaków, którzy odśpiewali patriotyczne pieśni, podkreślając też przyjaźń wobec Węgrów. Zaznaczyli jednocześnie, że spór w rzeczywistości nie toczy się z Węgrami, ale z pruskim magnatem Hohenlohem.
13 września trybunał ogłosił wyrok: całość spornego terytorium (z wyłączeniem niewielkiego kawałka lasu przy ujściu Rybiego Potoku do Białki) przyznano Galicji. Choć wyrok sądowy był ostateczny, jeśli chodzi o przynależność państwową terenu, to w późniejszym czasie Hohenlohe próbował jeszcze sądzić się o prywatne prawo własności gruntów wokół Morskiego Oka. Sprawa toczyła się przez lata, doszło nawet do tego, że po jednym z incydentów, gdy ludzie pruskiego księcia ukradli pewnej góralce krowę, Zamoyski namówił ją, by wytoczyła właśnie jemu jako właścicielowi gruntu, a nie Hohenlohe, proces o odszkodowanie. Sprawę przegrał, odszkodowanie wypłacił, ale zdobył sądowy dokument potwierdzający jego prawo własności. Sprytne, prawda?
Jednak dla przynależności administracyjnej dalsze spory między dwoma magnatami nie miały już znaczenia. To wyrok trybunału w Grazu sprzed ponad 100 lat sprawił, że dziś Morskie Oko i północno-zachodnie stoki Rysów to część Tatr polskich a nie słowackich. Była to zasługa długiego zaangażowania społeczeństwa polskiego, ale szczególną rolę odegrali tutaj Oswald Balzer i hrabia Władysław Zamoyski, który nie szczędził sił, czasu ani pieniędzy, by udowodnić polskie prawa do Morskiego Oka. Obaj panowie wpisali się na stałe w serca Polaków i historię Zakopanego. Balzer wraz z Aleksandrem Mniszek-Tchorznickim otrzymał tytuł Honorowego Obywatela Królewskiego Wolnego Miasta Sanoka – za skuteczną obronę polskich interesów i wygranie procesu z Węgrami, a jego imieniem nazwano drogę prowadząca z Zakopanego nad Morskie Oko. Hrabia Zamoyski z kolei ma w Zakopanem na Krupówkach swój pomnik, a od kilku lat co roku na początku czerwca na 10-kilometrowej malowniczej trasie nad Morskie Oko rozgrywany jest Bieg im. hr. Zamoyskiego, którego organizatorem jest zakopiańska sekcja Towarzystwa Gimnastycznego Sokół.
Wojciech Teister