A Jezus mówił im: „Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony”. I nie mógł tam zdziałać żadnego cudu, jedynie na kilku chorych położył ręce i uzdrowił ich.
Dzisiejsza Ewangelia zderza nas z przedziwną „niemocą” Boga, która ujawnia się w chwili, gdy Jezus przychodzi do swego rodzinnego miasta. Święty Marek podkreśla, że wśród licznych słów zdumienia, które padały pod adresem Jezusa z ust jego ziomków, szczególnie wiele było powątpiewania. Jakże to możliwe, aby takie rzeczy działy się przez ręce kogoś, kto z nami jadł i spał? Jak ten, który wśród nas stawiał pierwsze kroki, może dziś uzdrawiać z chorób i uwalniać od złych duchów? Postawa bliskich boleśnie dotknęła Jezusa. Najtrudniejsza dla Syna Bożego musiała być jednak tama niewiary postawiona Jego wszechmocy przez mieszkańców Nazaretu. Bóg bowiem w swej pokorze szanuje wolność człowieka i nie wkracza cudownie w ludzkie życie, gdy napotyka w nim na podejrzliwą nieufność. Nic więc dziwnego, że Jezus, zarówno wówczas, jak i dziś, nie może zdziałać wśród swoich zbyt wielu cudów. Czy nie powątpiewamy często w Jego realną, wszechmocną obecność przy nas? A przecież należymy do Jego najbliższych.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Aleksander Bańka