Polscy eurosceptycy podzielili się na dwa obozy. R. Iwaszkiewicz i M. Marusik rozsądnie krytykowali ingerencję UE w polskie sprawy. J. Korwin-Mikke postanowił utwierdzić eurokratów w ich obawach.
20.01.2016 11:52 GOSC.PL
W cieniu wystąpień premier Beaty Szydło i liderów największych grup w Parlamencie Europejskim swoje pięć minut podczas debaty o stanie demokracji w naszym kraju mieli także polscy eurosceptycy wybrani do PE z list Kongresu Nowej Prawicy, dziś porozrzucani po różnych frakcjach i partiach. Ciekawie było się przysłuchiwać ich mowom – w końcu jeśli chodzi o krajową scenę polityczną, znajdują się obecnie w opozycji parlamentarnej (KNP) bądź pozaparlamentarnej (KORWiN) wobec obecnego rządu. Mimo to na forum PE krytykowali podejście Unii Europejskiej do obecnej sytuacji w Polsce.
Eurosceptycy bronili więc nie rządu Beaty Szydło, ale Polski. Tak uważam, bo choć nie podoba mi się wiele ruchów obecnej większości parlamentarnej, także te krytykowane przez organy UE, to jednak „są w ojczyźnie rachunki krzywd, obca dłoń ich też nie przekreśli”, a ponadto nie uważam, że wcale nie chodzi tu o Trybunał Konstytucyjny czy media publiczne. Stawką jest raczej choćby nasze stanowisko wobec pomocy Niemcom w uporaniu się z ich kryzysem imigracyjnym, zaś cały proces ma służyć doprowadzeniu naszego rządu do pionu. Gdyby bowiem chodziło o pryncypia, na brukselski dywanik zostałaby wezwana np. Angela Merkel, która łamała prawo europejskie w kwestii imigrantów, zaś media publiczne poddają się autocenzurze po to, by nie pokazać, jak wielką klęskę w tej kwestii ponosi rząd RFN.
Jednak bronić Polski można dobrze albo źle. Jak można to robić dobrze, pokazał choćby europoseł partii KORWiN Robert Iwaszkiewicz. W swojej wypowiedzi nie skupiał się na niuansach zmian w polskich regulacjach dotyczących TK czy mediów publicznych – byłoby na to za mało czasu. W barwny i niepozbawiony dobrego smaku sposób (niestety, czytając z kartki) podkreślił przede wszystkim, że polskie problemy powinni rozwiązywać sami Polacy, przypominając, jak się kończyły w naszej historii „bratnie pomoce”. Zaraz po nim mówił prezes KNP Michał Marusik, który zwrócił uwagę na coś bardzo ciekawego – wykorzystywanie wewnętrznych problemów Polski jako tematu zastępczego służącego zakryciu poważnej choroby, która toczy UE.
Ale można Polski bronić też źle, tak jak Janusz Korwin-Mikke. Jakie są główne argumenty „zatroskanych” o naszą sytuację? Mniej więcej takie: demokracja to nie jest tyrania większości. Władza w demokratycznym państwie prawa jest ograniczona, w Polsce spisaną konstytucją, a to, czy konkretne akty prawne są z nią zgodne, czy nie, bada u nas Trybunał Konstytucyjny. Obóz skupiony wokół Prawa i Sprawiedliwości, mając samodzielną większość, depcze te zasady, paraliżując TK, w dodatku ucisza głosy krytyczne, przejmując media publiczne. I wtedy do głosu dochodzi JKM, mówiąc: „demokracja to tyrania większości, więc PiS, mając za sobą większość, będzie robiło, co chce” – i żeby tego było mało, żeby przypadkiem krytycy rządu PiS nie zmienili zdania co do stanu praworządności w naszym kraju, sugeruje, że nowa ekipa będzie wsadzać przedstawicieli starej do więzień.
W jego przemówieniu zabrakło mi tylko jednego: afirmatywnego porównania Beaty Szydło do Adolfa Hitlera. Czyżby zabrakło czasu?
Stefan Sękowski